*Oczami Kayli*
-Jak to nie chcesz?!
-Sam nie wiem, wybacz-mruknął i odszedł.
Czułam się tak, jakby ktoś rozerwał moje serce na tysiące małych kawałeczków i porozrzucał na tym chodniku.
Stałam z niedowierzaniem, wpatrując się w plecy Olivera.
Co ja zrobiłam. Powinnam mu wybaczyć na początku, zamiast odwalać takie cyrki. Skłóciłam wszystkich, straciłam przyjaciół. Byłam pewna tylko Jordana. Nawet Kean ze mną nie rozmawiał.
-Wszystko w porządku?
-Oh, Jordan-zdziwiłam się na jego widok-Szedłeś za mną?
-Tak... Na wszelki wypadek-westchnął-Pójdę z nim pogadać, a ty wracaj do hotelu.
Posłuchałam go i wróciłam. Oczywiście nie uszło to uwadze Nichollsa, który stał przy wejściu, rozmawiając z Lee.
Próbował mnie zatrzymać, ale nie miałam siły z nim rozmawiać. Nie potrafiłam znów spojrzeć mu w oczy. Był moim przyjacielem, ale zniszczyłam to. Dopiero teraz to do mnie dotarło. Wszystko było moją winą, ale nie jego, czy kogokolwiek innego. Poza Oliverem.
-Przepraszam, Matt. Wiem, że źle zrobiłam. Zachowywałam się jak dziwka, naprawdę bardzo cię przepraszam-wpatrywałam się w bruk, powstrzymując łzy.
-Już dobrze-pogłaskał mnie po włosach- Myślałem, że już nigdy cię nie odzyskam.
-Dobrze myślałeś. Teraz wszystko będzie inne.
Nie dawałam rady dłużej tam stać, więc wróciłam do pokoju hotelowego.
Zniszczyłam wszystko. Oliver miał już dość, w sumie mu się nie dziwię. Jordan był przy mnie mimo, że tak chamsko go w to wciągnęłam, Kean nie chciał ze mną już nawet rozmawiać, Lee również. Od dawna ze mną nie rozmawiali, a Nicholls... On mnie zranił, ja jego też i chyba nic nie wróci do normalności.
Wtem ktoś zapukał do drzwi i powoli je uchylił.
-Lee?-zapytałam zdziwiona.
-Ta, chciałem ci tylko powiedzieć, że tęsknimy za tobą. Powinniście być z Oliverem razem. Zawsze i wszędzie. On był pijany, nie chciał tego.
-Wiem, ale ja wszystko spieprzyłam i on już nie chce, to koniec Lee, przepraszam.
-To nie tak, on bardzo cierpi-uśmiechnął się smutno-Ale zapewniam cię, że chce.
Po tych słowach wyszedł, a ja zostałam sama w tym przepełnionym smutkiem pokoju. Myśli kłębiły się w mojej głowie, było ich coraz więcej.
Nie wytrzymywałam ze sobą psychicznie i fizycznie. Coraz bardziej się nienawidziłam, więc w akcie desperacji sięgnęłam po coś tępego, czym mogłabym sobie zrobić krzywdę.
Na początku nie potrafiłam wbić sobie tego w skórę, ale później poszło gładko. Włożyłam w to cały swój smutek, złość, nienawiść i desperację. Po pewnym czasie nawet przestałam czuć ból, a łzy rozmazywały mi obraz.
Z mojej ręki spływała krew. Była wszędzie, otaczała mnie. Oficjalnie zostałam zrujnowana, to wszystko mnie zniszczyło. Czułam, że nie było już dla mnie ratunku.
-Kayla! Co ty wyprawiasz?!
Oliver wbiegł oszołomiony do pokoju i wziął mnie w objęcia.
-Ja... Ja mam ze sobą problemy.
Nie mogłam uwierzyć, że jest tam ze mną. Nic nie mówił, ale był. Trzymał mnie w swoich ramionach, a ja płakałam z bezsilności i szczęścia. Dotykał mnie, znów czułam jego ciepły dotyk i oddech. Słyszałam bicie jego serca, widziałam jego zaczerwienione oczy.
-Płakałeś?-zapytałam, ale nie dostałam odpowiedzi-Przepraszam.
-Nie przepraszaj mnie, dobra? To ja spieprzyłem.
Nie miałam siły mówić, więc po prostu zamknęłam oczy i wtuliłam się w jego koszulkę.
*Oczami Olivera*
Przeze mnie moja dziewczyna sfiksowała. Co gorsze ja razem z nią.
-Jeszcze żadna dziewczyna nie zniszczyła mnie tak, jak ty-uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w nos.
Tak, ukrywałem w sobie emocje. Nie chciałem, by ludzie widzieli jak cierpię, więc nie dawałem im się poznać.Tworzyłem wokół siebie solidne mury, teraz dostrzegam, że to był błąd.
Chciałbym zapomnieć o piekle, przez które ostatnio przeszliśmy, ale może tak powinno być. Może taki jest mój los, moje życie od zawsze jest piekłem.
Czasem zastanawiam się, czy nie powinienem tego zakończyć.
Właśnie dotarło do mnie, że mam dla kogo żyć, że ona mnie potrzebuje. Gdybym nie wszedł do jej pokoju, nie przestałaby.
-Możemy zacząć od nowa?
___________________________________________________________
Wiem, że znów krótki i takie tam, ale serio nie mam czasu. Mam go coraz mniej, mam coraz mniej zdrowia, psychiki i sama mam problemy.
Tak, tak typowy fanfic bo się pocięła czy coś, fajnie nie?
A tak serio to naprawdę ostatnio sobie nie radzę, więc nie wiem jak będzie z rozdziałami. Dziękuję, dobranoc.
poniedziałek, 14 października 2013
czwartek, 19 września 2013
Rozdział 11
Przetarłam oczy i dostrzegłam na poduszce karteczkę. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam jeszcze półprzytomna.
"Jestem w jadalni na śniadaniu :) xx"
Wiedziałam, że to od Jordana bo w rogu papierka narysował małą rybkę. To było takie urocze.
Wzięłam szybko prysznic, umyłam zęby, a później podeszłam do torby wypełnionej po brzegi ubraniami. Nie miałam pojęcia co ubrać. Stałam nad porozrzucanymi ubraniami jak idiotka, rozważając różne opcje. W końcu zdecydowałam się na czarne, krótkie spodenki oraz bordową, dłuższą koszulkę z napisem "lucky". Oczywiście nie mogło zabraknąć moich ulubionych czarnych creepersów.
Radośnie wybiegłam z pokoju w poszukiwaniu jadalni. Najpierw pobiegłam korytarzem w lewo, ale tam były same pokoje. Później w prawo, również pokoje. Poirytowana całą sytuacją zbiegłam na dół i jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam jadalnię. Wbiegłam szybciutko przez otwarte drzwi i z łatwością namierzyłam chłopaków.
Miło było popatrzeć na ich uśmiechnięte twarze i posłuchać ich śmiechu, byli wspaniali... Jak rodzina, nie chciałam tego zniszczyć. Może Matt miał rację.
-Cześć!- wykrzyknęłam stojąc za Jordanem-Dlaczego mnie po prostu nie obudziłeś?
-Tak słodko spałaś, że nie chciałem ci przerywać-uśmiechnął się.
Zaśmiałam się i oplotłam ręce wokół jego szyi. Czułam się tak cudownie, nawet nie wiem dlaczego, ale to było trochę dziwne uczucie. Jednak spojrzałam na Nichollsa i od razu przypomniał mi się wczorajszy wieczór. Uśmiech zszedł mi z twarzy prawie natychmiast. Widziałam jak mi się przyglądał, świdrował nas wzrokiem.
-Oh, przepraszam-zdjęłam ręce z szyi i ramion Jordana-Nie chcę was zniszczyć- wypowiedziałam z naciskiem na "was" co głównie dotyczyło Matta.
-Nie chciałem tego powiedzieć, wiesz o tym.
-Miałam cię za przyjaciela!-krzyknęłam
Chyba nie miałam tam czego szukać. Wróciłam do pokoju i wyjęłam dawno zapomnianego laptopa z torby.
Weszłam na jeden z portali społecznościowych i to co zobaczyłam... Było przerażające. Mnóstwo powiadomień, oznaczeń na zdjęciach, zaproszeń do znajomych, wiadomości. A wszystko to dotyczyło Olivera. Tyle zdjęć.
Zaczęłam je przeglądać, wyglądaliśmy na szczęśliwych. W życiu nie było mnie na tylu zdjęciach, a żeby one się jeszcze od siebie jakoś szczególnie różniły.
Zaczęłam odrzucać zaproszenia do znajomych, a powiadomień ciągle przybywało. Później zobaczyłam wszystkie wyzwiska. Nie chciałam tego widzieć, ale i tak czytałam. Nie wiedzieli o mnie nic, ale w ich oczach byłam tylko głupią dziwką, która ukradła im Olliego.
-Puk puk-usłyszałam głos Jordana.
Przymknęłam szybko laptop, ale nie uszło to jego uwadze.
-Co tam przeglądasz?-spojrzał na moje ręce-Trzęsiesz się, co jest?
Popatrzyłam na jego twarz. Miał taką zmartwioną minę, że bez słowa podałam mu urządzenie.
Czytał, czytał, czytał, a ja z każdą kolejną minutą trzęsłam się jeszcze bardziej.
-Przestań, nie czytaj tego...-jęknęłam-To zbyt przytłaczające.
Wyciągnęłam z torby moją ostatnią paczkę papierosów i wyszłam zapalić. Przed hotelem stał także Oliver, który właśnie wyciągał zapalniczkę.
Stanęłam obok niego, patrząc na jego twarz. Wydawała się taka szara, zmęczona i smutna. Jakby nie spał przez ostatnie trzy noce. Taki widok powinien mnie usatysfakcjonować. Więc dlaczego zrobiło mi się smutno?
-Od kiedy palisz?-zapytałam zdziwiona.
-Eh, sam nie wiem.
Jego głos też już nie był taki sam. Był o wiele bardziej surowy, szorstki i przygnębiony.
Z każdą kolejną chwilą patrzenia na niego wydawał mi się starszy i bardziej zmęczony. Jak nie on. To już nie ten sam tętniący życiem Oliver. Dziwnie było mi z myślą, że to ja go doprowadziłam do takiego stanu. Nawet jeśli sobie zasłużył.
-Ty i Jordan...? No wiesz-machnął ręką.
-Dlaczego robią ze mnie taką dziwkę...
-Pewnie dlatego, że zachowujesz się jak dziwka-zadrwił.
Zamurowało mnie. Że co proszę?
-To ty się pieprzysz ze wszystkim co się rusza!-Naprawdę chcesz do tego znów wracać?-ziewnął, żeby pokazać, że nudzi go ta rozmowa.
-Nie, nie chcę. Tak, ja i Jordan. A tobie nic do tego.
Przydeptałam wypalonego papierosa i pobiegłam do pokoju.
Zastałam w nim Jordana pochylonego nad moim laptopem.
-O, Kayla-mruknął niepewnie-Chyba nie chcesz tego widzieć.
Bez zastanowienia podeszłam do niego. Musiałam dowiedzieć się o co chodziło. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Ktoś podesłał mi zdjęcie Brooke i Chrisa. Razem. Moja przyjaciółka i mój były. Co za suka. Nie wiem o co w tym chodzi, ale jedno jest pewne. Są siebie warci.
Pokręciłam głową, chcąc odpędzić od siebie kłębiące się myśli, a laptopa położyłam na podłodze.
-Przykro mi, naprawdę...
Przybliżyłam się do niego i zaczęłam zachłannie go całować, wplatając palce w jego włosy.
-Chcesz tego tak bardzo jak ja?-szepnęłam mu do ucha.
W odpowiedzi Jordan zaczął się rozbierać, więc dołączyłam do niego.
Chcąc przejść już do sedna pozwoliłam mu w siebie wejść. Poruszał się coraz szybciej i szybciej, a głośne jęki wypełniały pokój.
Nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi.
-Ja pierdole, Kayla?-usłyszałam głos Olivera.
-O...Oliver-zsunęłam się szybko z Jordana-Nie spodziewałam się ciebie, szczególnie tutaj-ścisnęłam mocniej kołdrę.
-Jordan-warknął-Przepraszam, nie powinienem, już mnie nie ma. Przepraszam Kayls-odetchnął i wyszedł.
Przysunęłam się do przyjaciela i oparłam głowę na jego torsie, wzdychając.
-Biegnij za nim-szepnął.
Nie rozumiałam dlaczego, przecież przed chwilą wszystko wydawało się takie wspaniałe, normalne.
-Nie powinienem... być tu z tobą-próbował jak najlepiej ubrać to w słowa- Tutaj powinien być Oliver, nie ja.
Chyba miał rację, powinnam za nim biec. Nie mogłam pozwolić mu odejść.
Wstał i zaczął się ubierać, więc zrobiłam to samo, ale dwa razy szybciej.
*Oczami Olivera*
Szedłem przed siebie, mijając innych ludzi. Jedni zwracali na mnie uwagę, drudzy nie. Na szczęście nie natknąłem się na żadnych fanów-chciałem od tego odpocząć. To co zobaczyłem trochę mnie przytłoczyło.
Wiem, że powiedziałem o kilka słów za dużo, ale poszedłem tam, żeby ją przeprosić, a zobaczyłem coś, czego nie chciałem widzieć. Nie chciałem dopuszczać do siebie myśli, że to już koniec, że ona nie jest już moja. Teraz jest Jordana, może to nawet lepiej. Ufam mu, na pewno nie zrani jej tak, jak ja.
-Stój!-usłyszałem jej głos, jakby chciała mnie jeszcze dobić.
Przyspieszyłem, ale Kayla nie dawała za wygraną. Miała to, czego chciała. Jak zwykle.
Złapała mnie za nadgarstek, zmuszając mnie, żebym się obrócił i z nią porozmawiał.
-Nie chciałam, żeby tak wyszło.
-Ja też nie chciałem-wzruszyłem ramionami, udając obojętność.
-Tak nie powinno być, wiesz o tym. Ja należę do ciebie, ty należysz do mnie. Na zawsze- szepnęłam.
Nie ważne ile kłamstwa było w tych słowach i tak zrobiło mi się cieplej.
-Kocham cię, ale to już nie ważne, bo cię zraniłem. Nazwałem cię dziwką i cholernie tego żałuję.
-To już nie ma znaczenia, moje miejsce jest przy tobie. Jestem tego pewna!-zapewniła z uśmiechem.
-Ja... Chyba tego nie chcę.
___________________________________________________________
Dość długo czekaliście, ale to przez awarię mojego komputera. Pewnie widać, że dokończyłam to praktycznie pozbawiona weny, ale chyba może być. Czyżby Kayla była pewna swoich uczuć? Hehe. Następny rozdział za tydzień, bo jestem chora i pewnie będę miała czas między leniuchowaniem, a może za dwa jak się nie będę mogła wysłowić XD. Dziękuję Wam bardzo za komentarze, wasze wsparcie. Dziękuję za to, że jesteście i czytacie. Kocham Was bardzo mocno, pamiętajcie xx
"Jestem w jadalni na śniadaniu :) xx"
Wiedziałam, że to od Jordana bo w rogu papierka narysował małą rybkę. To było takie urocze.
Wzięłam szybko prysznic, umyłam zęby, a później podeszłam do torby wypełnionej po brzegi ubraniami. Nie miałam pojęcia co ubrać. Stałam nad porozrzucanymi ubraniami jak idiotka, rozważając różne opcje. W końcu zdecydowałam się na czarne, krótkie spodenki oraz bordową, dłuższą koszulkę z napisem "lucky". Oczywiście nie mogło zabraknąć moich ulubionych czarnych creepersów.
Radośnie wybiegłam z pokoju w poszukiwaniu jadalni. Najpierw pobiegłam korytarzem w lewo, ale tam były same pokoje. Później w prawo, również pokoje. Poirytowana całą sytuacją zbiegłam na dół i jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam jadalnię. Wbiegłam szybciutko przez otwarte drzwi i z łatwością namierzyłam chłopaków.
Miło było popatrzeć na ich uśmiechnięte twarze i posłuchać ich śmiechu, byli wspaniali... Jak rodzina, nie chciałam tego zniszczyć. Może Matt miał rację.
-Cześć!- wykrzyknęłam stojąc za Jordanem-Dlaczego mnie po prostu nie obudziłeś?
-Tak słodko spałaś, że nie chciałem ci przerywać-uśmiechnął się.
Zaśmiałam się i oplotłam ręce wokół jego szyi. Czułam się tak cudownie, nawet nie wiem dlaczego, ale to było trochę dziwne uczucie. Jednak spojrzałam na Nichollsa i od razu przypomniał mi się wczorajszy wieczór. Uśmiech zszedł mi z twarzy prawie natychmiast. Widziałam jak mi się przyglądał, świdrował nas wzrokiem.
-Oh, przepraszam-zdjęłam ręce z szyi i ramion Jordana-Nie chcę was zniszczyć- wypowiedziałam z naciskiem na "was" co głównie dotyczyło Matta.
-Nie chciałem tego powiedzieć, wiesz o tym.
-Miałam cię za przyjaciela!-krzyknęłam
Chyba nie miałam tam czego szukać. Wróciłam do pokoju i wyjęłam dawno zapomnianego laptopa z torby.
Weszłam na jeden z portali społecznościowych i to co zobaczyłam... Było przerażające. Mnóstwo powiadomień, oznaczeń na zdjęciach, zaproszeń do znajomych, wiadomości. A wszystko to dotyczyło Olivera. Tyle zdjęć.
Zaczęłam je przeglądać, wyglądaliśmy na szczęśliwych. W życiu nie było mnie na tylu zdjęciach, a żeby one się jeszcze od siebie jakoś szczególnie różniły.
Zaczęłam odrzucać zaproszenia do znajomych, a powiadomień ciągle przybywało. Później zobaczyłam wszystkie wyzwiska. Nie chciałam tego widzieć, ale i tak czytałam. Nie wiedzieli o mnie nic, ale w ich oczach byłam tylko głupią dziwką, która ukradła im Olliego.
-Puk puk-usłyszałam głos Jordana.
Przymknęłam szybko laptop, ale nie uszło to jego uwadze.
-Co tam przeglądasz?-spojrzał na moje ręce-Trzęsiesz się, co jest?
Popatrzyłam na jego twarz. Miał taką zmartwioną minę, że bez słowa podałam mu urządzenie.
Czytał, czytał, czytał, a ja z każdą kolejną minutą trzęsłam się jeszcze bardziej.
-Przestań, nie czytaj tego...-jęknęłam-To zbyt przytłaczające.
Wyciągnęłam z torby moją ostatnią paczkę papierosów i wyszłam zapalić. Przed hotelem stał także Oliver, który właśnie wyciągał zapalniczkę.
Stanęłam obok niego, patrząc na jego twarz. Wydawała się taka szara, zmęczona i smutna. Jakby nie spał przez ostatnie trzy noce. Taki widok powinien mnie usatysfakcjonować. Więc dlaczego zrobiło mi się smutno?
-Od kiedy palisz?-zapytałam zdziwiona.
-Eh, sam nie wiem.
Jego głos też już nie był taki sam. Był o wiele bardziej surowy, szorstki i przygnębiony.
Z każdą kolejną chwilą patrzenia na niego wydawał mi się starszy i bardziej zmęczony. Jak nie on. To już nie ten sam tętniący życiem Oliver. Dziwnie było mi z myślą, że to ja go doprowadziłam do takiego stanu. Nawet jeśli sobie zasłużył.
-Ty i Jordan...? No wiesz-machnął ręką.
-Dlaczego robią ze mnie taką dziwkę...
-Pewnie dlatego, że zachowujesz się jak dziwka-zadrwił.
Zamurowało mnie. Że co proszę?
-To ty się pieprzysz ze wszystkim co się rusza!-Naprawdę chcesz do tego znów wracać?-ziewnął, żeby pokazać, że nudzi go ta rozmowa.
-Nie, nie chcę. Tak, ja i Jordan. A tobie nic do tego.
Przydeptałam wypalonego papierosa i pobiegłam do pokoju.
Zastałam w nim Jordana pochylonego nad moim laptopem.
-O, Kayla-mruknął niepewnie-Chyba nie chcesz tego widzieć.
Bez zastanowienia podeszłam do niego. Musiałam dowiedzieć się o co chodziło. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Ktoś podesłał mi zdjęcie Brooke i Chrisa. Razem. Moja przyjaciółka i mój były. Co za suka. Nie wiem o co w tym chodzi, ale jedno jest pewne. Są siebie warci.
Pokręciłam głową, chcąc odpędzić od siebie kłębiące się myśli, a laptopa położyłam na podłodze.
-Przykro mi, naprawdę...
Przybliżyłam się do niego i zaczęłam zachłannie go całować, wplatając palce w jego włosy.
-Chcesz tego tak bardzo jak ja?-szepnęłam mu do ucha.
W odpowiedzi Jordan zaczął się rozbierać, więc dołączyłam do niego.
Chcąc przejść już do sedna pozwoliłam mu w siebie wejść. Poruszał się coraz szybciej i szybciej, a głośne jęki wypełniały pokój.
Nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi.
-Ja pierdole, Kayla?-usłyszałam głos Olivera.
-O...Oliver-zsunęłam się szybko z Jordana-Nie spodziewałam się ciebie, szczególnie tutaj-ścisnęłam mocniej kołdrę.
-Jordan-warknął-Przepraszam, nie powinienem, już mnie nie ma. Przepraszam Kayls-odetchnął i wyszedł.
Przysunęłam się do przyjaciela i oparłam głowę na jego torsie, wzdychając.
-Biegnij za nim-szepnął.
Nie rozumiałam dlaczego, przecież przed chwilą wszystko wydawało się takie wspaniałe, normalne.
-Nie powinienem... być tu z tobą-próbował jak najlepiej ubrać to w słowa- Tutaj powinien być Oliver, nie ja.
Chyba miał rację, powinnam za nim biec. Nie mogłam pozwolić mu odejść.
Wstał i zaczął się ubierać, więc zrobiłam to samo, ale dwa razy szybciej.
*Oczami Olivera*
Szedłem przed siebie, mijając innych ludzi. Jedni zwracali na mnie uwagę, drudzy nie. Na szczęście nie natknąłem się na żadnych fanów-chciałem od tego odpocząć. To co zobaczyłem trochę mnie przytłoczyło.
Wiem, że powiedziałem o kilka słów za dużo, ale poszedłem tam, żeby ją przeprosić, a zobaczyłem coś, czego nie chciałem widzieć. Nie chciałem dopuszczać do siebie myśli, że to już koniec, że ona nie jest już moja. Teraz jest Jordana, może to nawet lepiej. Ufam mu, na pewno nie zrani jej tak, jak ja.
-Stój!-usłyszałem jej głos, jakby chciała mnie jeszcze dobić.
Przyspieszyłem, ale Kayla nie dawała za wygraną. Miała to, czego chciała. Jak zwykle.
Złapała mnie za nadgarstek, zmuszając mnie, żebym się obrócił i z nią porozmawiał.
-Nie chciałam, żeby tak wyszło.
-Ja też nie chciałem-wzruszyłem ramionami, udając obojętność.
-Tak nie powinno być, wiesz o tym. Ja należę do ciebie, ty należysz do mnie. Na zawsze- szepnęłam.
Nie ważne ile kłamstwa było w tych słowach i tak zrobiło mi się cieplej.
-Kocham cię, ale to już nie ważne, bo cię zraniłem. Nazwałem cię dziwką i cholernie tego żałuję.
-To już nie ma znaczenia, moje miejsce jest przy tobie. Jestem tego pewna!-zapewniła z uśmiechem.
-Ja... Chyba tego nie chcę.
___________________________________________________________
Dość długo czekaliście, ale to przez awarię mojego komputera. Pewnie widać, że dokończyłam to praktycznie pozbawiona weny, ale chyba może być. Czyżby Kayla była pewna swoich uczuć? Hehe. Następny rozdział za tydzień, bo jestem chora i pewnie będę miała czas między leniuchowaniem, a może za dwa jak się nie będę mogła wysłowić XD. Dziękuję Wam bardzo za komentarze, wasze wsparcie. Dziękuję za to, że jesteście i czytacie. Kocham Was bardzo mocno, pamiętajcie xx
sobota, 3 sierpnia 2013
Rozdział 10
-Siedzisz na moim łóżku.
Jakbym gdzieś już to słyszała... Tak, słyszałam to dokładnie w tym busie, ale nie na tym łóżku. Jestem pewna, że to nie to łóżko. Tamto było Olivera, a to... Jest kogoś innego.
Podniosłam głowę.
-Oh, Lee- zachichotałam roztargniona- Przepraszam, nie to łóżko.
-Łóżko Olivera jest tam- pokazał.
-Lee... Przecież wiesz, że nie o jego łóżko mi chodzi.
Powiedziałam, jakby to było takie oczywiste. No bo przecież było. Wiedział co się stało, widział, że nie rozmawiamy.
Kiedy... Kiedy spojrzałam na łóżko mojego chłopaka. Byłego chłopaka, szybko poprawiłam się w myślach, wszystkie wspomnienia wróciły. Spędziliśmy tam razem cudowne chwile, zbliżyliśmy się do siebie...
-Kayla, wszystko w porządku?- głos Malii wyrwał mnie z zamyślenia- Nie płacz, dlaczego płaczesz?
Dopiero wtedy zorientowałam się, że po moich policzkach spływały pojedyncze łzy. Wywołane tymi okropnymi wspomnieniami.
-Tak, wszystko dobrze. Które łóżko należy do Nichollsa?- zapytałam obojętnie.
Chłopak pokazał mi to, co chciałam i przeprosił. Tłumaczył jeszcze chwilkę, że zapomniał i nie chciał mnie zasmucić. Później zbiegł na dół i jedyne co usłyszałam to coś w stylu;
-Stary, ej Matt!- tutaj już nic nie usłyszałam, jakby Lee specjalnie mówił ciszej.
-COOOOOO?! ŻARTUJESZ!- radosny okrzyk Nichollsa, ciekawe co Malia mu powiedział.
Siedziałam na jego łóżku, a pojedyncze łzy nadal spływały mi po policzkach. To nie było takie łatwe, kiedy na przeciwko stało łóżko, z którym wiązało się tyle wspomnień. Słyszałam już kroki przyjaciela, a po chwili poczułam jak siada obok mnie i obejmuje.
Nic nie mówiąc po prostu wtuliłam się w jego koszulkę. Nie poczułam tego "czegoś" co czułam jak przytulałam Olivera, ale to nie ważne. Matt był mi teraz najbliższy, wspierał mnie i starał się zrozumieć. Nie ważne, czego chciałam, on zawsze starał się mi dogodzić, żeby tylko zobaczyć uśmiech na mojej twarzy.
-Coś się stało, chcesz coś?- miał taki łagodny głos.
-Chcę tylko, żebyś tu ze mną posiedział. Możesz?
Chłopak oczywiście został i próbował odciągać myśli od wspomnień. W tym busie roiło się od wspomnień, ale powinnam wziąć się w garść.
Teraz zagramy w moją grę, teraz on będzie cierpiał.
Nastał kolejny dzień, później kolejny i kolejny, a ja zaczynałam wprowadzać mój plan w życie. Powoli... żeby nikt nie zauważył, że coś się dzieje.
Większość czasu spędzałam z Mattem, ewentualnie resztą zespołu, ale jak najdalej od Olivera. Czasem po koncertach fani zapraszali nas na imprezy, na które zazwyczaj chodziłam z kimś z bandu.
Chciałam pokazać, że za nim nie tęsknię. Rzeczywistość niestety była trochę inna, najchętniej bym go przytuliła. Jednak mimo to chciałam się na nim zemścić.
-Dziś oni idą imprezować, a dla nas przygotowałem coś innego- rzucił Nicholls.
Wszystkie oczy skierowały się prosto na mnie i Matta.
-Nas?- pisnęłam uradowana.
-Was?- zapytał rozwścieczony, a zarazem smutny Oliver.
Naprawdę byłam ciekawa co przygotował Matt, ale wcale nie musiałam długo czekać, żeby się dowiedzieć.
Matthew zawiązał mi na oczach jakiś szal, żebym nic nie widziała. Szliśmy dość długo, kilka razy prawie się przewróciłam, ale Nicholls trzymał mnie za rękę. Nie wiem, czy to co robiłam było w porządku...
Wiał lekki i przyjemny wiatr, szło się całkiem przyjemnie. Niestety nie należałam do osób cierpliwych i cały czas dopytywałam dokąd idziemy, czy to jest daleko, czy mogę zdjąć szal i tym podobne. Jak on to wytrzymywał.
-JESTEŚMY!-usłyszałam zbawienny okrzyk przyjaciela.
Szybko zrzuciłam szal. Byłam bardzo podekscytowana i ciekawa, ale to co zobaczyłam... No cóż, trochę mnie zdziwiło.
Staliśmy przed drabinką prowadzącą na górę jakiegoś budynku z czerwonej cegły.
-O co chodzi?-zapytałam nie ukrywając zdziwienia- Po cholerę mnie tu przyprowadziłeś?
-Chodź na górę.
Co? Mam wejść na górę? Po tej drabince? Spojrzałam w górę, budynek był dość wysoki... A co jeśli spadnę? Zakręciło mi się w głowie. Nie ma opcji, żebym tam weszła...
Ta, jasne. Po kilku minutach wysłuchiwania błagania Matta postanowiłam spróbować. Było trochę strasznie, ale fajnie. Wiedziałam, że nie spadnę, bo perkusista wchodził za mną. W razie czego ewentualnie spadlibyśmy oboje.
Gdy udało nam się wejść na górę rozejrzałam się. Widoki były przepiękne, niebo przepełniały migające gwiazdy. Mogłabym wpatrywać się w nie wiecznie, ale coś odciągnęło moją uwagę od tego. Mianowicie koc, świeczki i pizza. O co tu chodziło?
-To chyba nielegalne-zaśmiałam się.
-Jebać to, po prostu żyj.
W tamtym momencie byłam szczęśliwa, zapomniałam o tym co działo się w ostatnim czasie, zapomniałam o Oliverze.
Tylko my, rozgwieżdżone niebo i pizza.
Jak się okazało chwilę później nie zabrakło także alkoholu. Zaczęliśmy od wina, a skończyliśmy na wódce. Chyba.
Nie myśleliśmy o niczym, o tym całym gównie. Po prostu żyliśmy. Dlaczego tak nie może być zawsze?
-Więc dlaczego to robisz?- zapytał, kiedy opadliśmy na beton.
-Robię co?- patrzyłam w gwiazdy.
-Ranisz Olivera, zwodzisz mnie, nas wszystkich. Dlaczego w ogóle wciągasz mnie w to gówno?
-Bo cię kocham- zaśmiałam się lekko podpitym głosem.
-Nie prawda, wmawiasz to sobie. Chcesz zapomnieć, prawda?
Podniosłam się i spojrzałam mu w oczy. Myślał nad czymś. Były jakby nieobecne. A co, jeśli miał rację? Może popełniam właśnie błąd... Może jeden z tych, których będę żałować do końca życia?
Przybliżyłam się do niego i złączyłam nasze wargi w pocałunku. Na początku Nicholls nie reagował, ale już po chwili nie mógł się ode mnie oderwać.
-PRZESTAŃ!-odepchnął mnie, a ja uśmiechnęłam się pod nosem- Jesteśmy tylko przyjaciółmi, nie chcę cię stracić, dobra?
-Jasne, przepraszam.
Moje oczy wypełniły się łzami. Dlaczego nie mogę zapomnieć, dlaczego nie potrafię mu wybaczyć?
Zaszłam z drabinki najszybciej jak potrafiłam i pobiegłam przed siebie, zostawiając za sobą problemy, przeszłość i Matta. Po prostu biegłam. Po chwili znalazłam się na ulicy pełnej klubów, ludzi i świateł, które raziły mnie w oczy. Mimo wszystko biegłam. Do czasu aż na kogoś wpadłam.
-Zostaw mnie! Puszczaj ty jebany zboczeńcu!-płakałam i próbowałam wyrwać się z objęć potencjalnego zboczeńca.
-Kayla, haha- chłopak nie mógł opanować śmiechu.
Skądś znałam ten śmiech. Uniosłam głowę, żeby zobaczyć jego twarz.
-Jordan! Co ty tu robisz?-rozejrzałam się w okół- Co wy tu robicie?
-Właśnie zmienialiśmy miejscówkę- uśmiechnął się Kean.
-Nie miałaś być z Mattem?- zapytał Oliver.
-Nie twój interes-samotna łza spłynęła po moim policzku.
-Czy on... Czy ten skurwiel chciał ci coś zrobić?! Dobierał się do ciebie?!
-Uspokój się- mruknął Fish i przycisnął mnie do siebie.
W sumie chętnie poszłabym z nimi do jakiegoś klubu, ale postanowili, że wrócimy do hotelu. To chyba nie był taki zły pomysł, dawno nie czułam się tak zmęczona. Naprawdę chciałam spokoju, chciałam tylko zasnąć, czy to tak wiele? Oczywiście.
Przed wejściem do hotelu stał Matt.
-Co ty odpierdalasz?! Rujnujesz zespół, rujnujesz jego-wskazał na Olivera- rujnujesz nas!
Takie słowa z ust przyjaciela cholernie bolą.
Pobiegłam do swojego pokoju i zakluczyłam drzwi. Dlaczego nie może zacząć się znów układać.
Po chwili rozległo się głośne pukanie do drzwi. Nie dadzą mi ani chwili spokoju.
-Kimkolwiek jesteś: idź sobie!
Jednak pukanie nie ustawało. Coraz głośniej i bardziej natarczywie.
Czułam się i pewnie wyglądałam jak zombie, ale podeszłam i otworzyłam drzwi.
Jordan. Stał naprzeciwko mnie i uśmiechał się wesoło. Gdy zobaczył łzy w moich oczach od razu mnie przytulił.
-Nie chcę cię zrujnować, nie chcę zrujnować was...
-Nie zrujnujesz, tylko tu zostań.
_______________________________________________________
Tadaaam! Jest rozdział, ostatkami weny udało mi się dokończyć.
Jak podoba Wam się nowy nagłówek? *O* Ja uważam, że jest absolutnie
fantastyczny! A to dzięki komu? Dzięki mojej kochanej @shouldsaidno! ♥
A co myślicie o rozdziale? Chcieliście Rybka, bo tak bardzo go kochacie
NO TO PROSZĘ BARDZO ♥ xx
Jakbym gdzieś już to słyszała... Tak, słyszałam to dokładnie w tym busie, ale nie na tym łóżku. Jestem pewna, że to nie to łóżko. Tamto było Olivera, a to... Jest kogoś innego.
Podniosłam głowę.
-Oh, Lee- zachichotałam roztargniona- Przepraszam, nie to łóżko.
-Łóżko Olivera jest tam- pokazał.
-Lee... Przecież wiesz, że nie o jego łóżko mi chodzi.
Powiedziałam, jakby to było takie oczywiste. No bo przecież było. Wiedział co się stało, widział, że nie rozmawiamy.
Kiedy... Kiedy spojrzałam na łóżko mojego chłopaka. Byłego chłopaka, szybko poprawiłam się w myślach, wszystkie wspomnienia wróciły. Spędziliśmy tam razem cudowne chwile, zbliżyliśmy się do siebie...
-Kayla, wszystko w porządku?- głos Malii wyrwał mnie z zamyślenia- Nie płacz, dlaczego płaczesz?
Dopiero wtedy zorientowałam się, że po moich policzkach spływały pojedyncze łzy. Wywołane tymi okropnymi wspomnieniami.
-Tak, wszystko dobrze. Które łóżko należy do Nichollsa?- zapytałam obojętnie.
Chłopak pokazał mi to, co chciałam i przeprosił. Tłumaczył jeszcze chwilkę, że zapomniał i nie chciał mnie zasmucić. Później zbiegł na dół i jedyne co usłyszałam to coś w stylu;
-Stary, ej Matt!- tutaj już nic nie usłyszałam, jakby Lee specjalnie mówił ciszej.
-COOOOOO?! ŻARTUJESZ!- radosny okrzyk Nichollsa, ciekawe co Malia mu powiedział.
Siedziałam na jego łóżku, a pojedyncze łzy nadal spływały mi po policzkach. To nie było takie łatwe, kiedy na przeciwko stało łóżko, z którym wiązało się tyle wspomnień. Słyszałam już kroki przyjaciela, a po chwili poczułam jak siada obok mnie i obejmuje.
Nic nie mówiąc po prostu wtuliłam się w jego koszulkę. Nie poczułam tego "czegoś" co czułam jak przytulałam Olivera, ale to nie ważne. Matt był mi teraz najbliższy, wspierał mnie i starał się zrozumieć. Nie ważne, czego chciałam, on zawsze starał się mi dogodzić, żeby tylko zobaczyć uśmiech na mojej twarzy.
-Coś się stało, chcesz coś?- miał taki łagodny głos.
-Chcę tylko, żebyś tu ze mną posiedział. Możesz?
Chłopak oczywiście został i próbował odciągać myśli od wspomnień. W tym busie roiło się od wspomnień, ale powinnam wziąć się w garść.
Teraz zagramy w moją grę, teraz on będzie cierpiał.
Nastał kolejny dzień, później kolejny i kolejny, a ja zaczynałam wprowadzać mój plan w życie. Powoli... żeby nikt nie zauważył, że coś się dzieje.
Większość czasu spędzałam z Mattem, ewentualnie resztą zespołu, ale jak najdalej od Olivera. Czasem po koncertach fani zapraszali nas na imprezy, na które zazwyczaj chodziłam z kimś z bandu.
Chciałam pokazać, że za nim nie tęsknię. Rzeczywistość niestety była trochę inna, najchętniej bym go przytuliła. Jednak mimo to chciałam się na nim zemścić.
-Dziś oni idą imprezować, a dla nas przygotowałem coś innego- rzucił Nicholls.
Wszystkie oczy skierowały się prosto na mnie i Matta.
-Nas?- pisnęłam uradowana.
-Was?- zapytał rozwścieczony, a zarazem smutny Oliver.
Naprawdę byłam ciekawa co przygotował Matt, ale wcale nie musiałam długo czekać, żeby się dowiedzieć.
Matthew zawiązał mi na oczach jakiś szal, żebym nic nie widziała. Szliśmy dość długo, kilka razy prawie się przewróciłam, ale Nicholls trzymał mnie za rękę. Nie wiem, czy to co robiłam było w porządku...
Wiał lekki i przyjemny wiatr, szło się całkiem przyjemnie. Niestety nie należałam do osób cierpliwych i cały czas dopytywałam dokąd idziemy, czy to jest daleko, czy mogę zdjąć szal i tym podobne. Jak on to wytrzymywał.
-JESTEŚMY!-usłyszałam zbawienny okrzyk przyjaciela.
Szybko zrzuciłam szal. Byłam bardzo podekscytowana i ciekawa, ale to co zobaczyłam... No cóż, trochę mnie zdziwiło.
Staliśmy przed drabinką prowadzącą na górę jakiegoś budynku z czerwonej cegły.
-O co chodzi?-zapytałam nie ukrywając zdziwienia- Po cholerę mnie tu przyprowadziłeś?
-Chodź na górę.
Co? Mam wejść na górę? Po tej drabince? Spojrzałam w górę, budynek był dość wysoki... A co jeśli spadnę? Zakręciło mi się w głowie. Nie ma opcji, żebym tam weszła...
Ta, jasne. Po kilku minutach wysłuchiwania błagania Matta postanowiłam spróbować. Było trochę strasznie, ale fajnie. Wiedziałam, że nie spadnę, bo perkusista wchodził za mną. W razie czego ewentualnie spadlibyśmy oboje.
Gdy udało nam się wejść na górę rozejrzałam się. Widoki były przepiękne, niebo przepełniały migające gwiazdy. Mogłabym wpatrywać się w nie wiecznie, ale coś odciągnęło moją uwagę od tego. Mianowicie koc, świeczki i pizza. O co tu chodziło?
-To chyba nielegalne-zaśmiałam się.
-Jebać to, po prostu żyj.
W tamtym momencie byłam szczęśliwa, zapomniałam o tym co działo się w ostatnim czasie, zapomniałam o Oliverze.
Tylko my, rozgwieżdżone niebo i pizza.
Jak się okazało chwilę później nie zabrakło także alkoholu. Zaczęliśmy od wina, a skończyliśmy na wódce. Chyba.
Nie myśleliśmy o niczym, o tym całym gównie. Po prostu żyliśmy. Dlaczego tak nie może być zawsze?
-Więc dlaczego to robisz?- zapytał, kiedy opadliśmy na beton.
-Robię co?- patrzyłam w gwiazdy.
-Ranisz Olivera, zwodzisz mnie, nas wszystkich. Dlaczego w ogóle wciągasz mnie w to gówno?
-Bo cię kocham- zaśmiałam się lekko podpitym głosem.
-Nie prawda, wmawiasz to sobie. Chcesz zapomnieć, prawda?
Podniosłam się i spojrzałam mu w oczy. Myślał nad czymś. Były jakby nieobecne. A co, jeśli miał rację? Może popełniam właśnie błąd... Może jeden z tych, których będę żałować do końca życia?
Przybliżyłam się do niego i złączyłam nasze wargi w pocałunku. Na początku Nicholls nie reagował, ale już po chwili nie mógł się ode mnie oderwać.
-PRZESTAŃ!-odepchnął mnie, a ja uśmiechnęłam się pod nosem- Jesteśmy tylko przyjaciółmi, nie chcę cię stracić, dobra?
-Jasne, przepraszam.
Moje oczy wypełniły się łzami. Dlaczego nie mogę zapomnieć, dlaczego nie potrafię mu wybaczyć?
Zaszłam z drabinki najszybciej jak potrafiłam i pobiegłam przed siebie, zostawiając za sobą problemy, przeszłość i Matta. Po prostu biegłam. Po chwili znalazłam się na ulicy pełnej klubów, ludzi i świateł, które raziły mnie w oczy. Mimo wszystko biegłam. Do czasu aż na kogoś wpadłam.
-Zostaw mnie! Puszczaj ty jebany zboczeńcu!-płakałam i próbowałam wyrwać się z objęć potencjalnego zboczeńca.
-Kayla, haha- chłopak nie mógł opanować śmiechu.
Skądś znałam ten śmiech. Uniosłam głowę, żeby zobaczyć jego twarz.
-Jordan! Co ty tu robisz?-rozejrzałam się w okół- Co wy tu robicie?
-Właśnie zmienialiśmy miejscówkę- uśmiechnął się Kean.
-Nie miałaś być z Mattem?- zapytał Oliver.
-Nie twój interes-samotna łza spłynęła po moim policzku.
-Czy on... Czy ten skurwiel chciał ci coś zrobić?! Dobierał się do ciebie?!
-Uspokój się- mruknął Fish i przycisnął mnie do siebie.
W sumie chętnie poszłabym z nimi do jakiegoś klubu, ale postanowili, że wrócimy do hotelu. To chyba nie był taki zły pomysł, dawno nie czułam się tak zmęczona. Naprawdę chciałam spokoju, chciałam tylko zasnąć, czy to tak wiele? Oczywiście.
Przed wejściem do hotelu stał Matt.
-Co ty odpierdalasz?! Rujnujesz zespół, rujnujesz jego-wskazał na Olivera- rujnujesz nas!
Takie słowa z ust przyjaciela cholernie bolą.
Pobiegłam do swojego pokoju i zakluczyłam drzwi. Dlaczego nie może zacząć się znów układać.
Po chwili rozległo się głośne pukanie do drzwi. Nie dadzą mi ani chwili spokoju.
-Kimkolwiek jesteś: idź sobie!
Jednak pukanie nie ustawało. Coraz głośniej i bardziej natarczywie.
Czułam się i pewnie wyglądałam jak zombie, ale podeszłam i otworzyłam drzwi.
Jordan. Stał naprzeciwko mnie i uśmiechał się wesoło. Gdy zobaczył łzy w moich oczach od razu mnie przytulił.
-Nie chcę cię zrujnować, nie chcę zrujnować was...
-Nie zrujnujesz, tylko tu zostań.
_______________________________________________________
Tadaaam! Jest rozdział, ostatkami weny udało mi się dokończyć.
Jak podoba Wam się nowy nagłówek? *O* Ja uważam, że jest absolutnie
fantastyczny! A to dzięki komu? Dzięki mojej kochanej @shouldsaidno! ♥
A co myślicie o rozdziale? Chcieliście Rybka, bo tak bardzo go kochacie
NO TO PROSZĘ BARDZO ♥ xx
sobota, 20 lipca 2013
Rozdział 9
*Oczami Olivera*
Ja pierdole, nie wierzę. Jak mogłem aż tak spierdolić ten koncert... Nie chciałem uzewnętrzniać tak moich emocji, poniosło mnie.
Toczyłem walkę z myślami, siedząc na zimnym, mokrym krawężniku.
Po chwili przyszli także zdezorientowani chłopacy. Rozmawialiśmy chwilę, ale wolałem zostać sam. Potrzebowałem odpoczynku.
Ulicę oświetlały lampy ustawione wzdłuż chodnika, a także światła przejeżdżających samochodów.
Oni wszyscy myśleli, że jestem silny, ale to nie prawda. Nigdy nie byłem wystarczająco silny, nie potrafiłem ogarnąć swojego życia. Jedyna rzecz, która mi się udała to zespół. Muzyka, którą tworzymy- to mój jedyny powód do dumy.
-Oliver, wracajmy- jęknęła Kayla.
-Wracajcie do hotelu, ja tu jeszcze trochę posiedzę.
-Żartujesz sobie, chodź.
-Nigdzie nie idę.
-Idziesz, nie chcę wracać bez ciebie, chcę być przy tobie i cię wspierać- mówiła z przekonaniem.
-Skoro chcesz mnie wspierać, to z łaski swojej wypierdalaj!- krzyknąłem rozwścieczony.
-Nigdzie bez ciebie nie idę.
-Nie masz wyboru. Wracaj do tego cholernego hotelu i mnie nie wkurwiaj.
Próbowałem się opanować, ale chyba mi się nie udało. Ogarnąłem się dopiero, gdy zdałem sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałem. Popatrzyłem na nią, ale ona tylko wzruszyła ramionami i zrezygnowana weszła do środka.
Miałem to, czego chciałem i wcale nie czułem się lepiej. Teraz byłem samotny, aż nadto.
Wstałem i podszedłem bliżej ulicy, wyciągając paczkę papierosów. Przede mną zatrzymał się czarny ford, z którego wysiadła długowłosa blondynka.
-Wsiadasz?- krzyknęła.
Wsiadłem bez chwili namysłu. Kiedy ruszyliśmy mogłem dokładniej jej się przyjrzeć. Była całkiem ładna, usta miała porządnie wysmarowane błyszczykiem. W tych ciemnościach niewiele widziałem, ale miała mocny makijaż.
-Dokąd jedziemy?
-Na imprezę do pobliskiego klubu-uśmiechnęła się.
Po kilku minutach byliśmy już pod klubem. Ustawiliśmy się w kolejce i czekaliśmy. Zdążyłem sprawdzić jego nazwę, tak na wszelki wypadek.
Do:Jordan
Jestem w klubie Nexus, wpadajcie ;)
Pomieszczenie było całe zatłoczone, ale Lexi trzymała mnie za rękę, żebym się nie zgubił. W końcu usiedliśmy przy stoliku z jakimiś ludźmi.
-Patrzcie kogo mam- rzuciła uradowana.
-Co?! Przecież to Oliver Sykes...
-Jak ty to...-nie dowierzali, ze to naprawdę ja.
Później zamówiliśmy drinki, później kolejne i kolejne. Bawiliśmy się w najlepsze, a później nie wiem jakim cudem wylądowałem z Lexi w łóżku.
-Oliver, Oliver do kurwy nędzy! Kayla tu jest!
Nie musiał dwa razy mówić, zerwałem się na równe nogi przestraszony, że to zobaczy. Nie mogła, to się nie może spierdolić. Dopiero co się ułożyło.
-Gdzie ona jest?!
-Przed klubem- mruknął Jordan- Wpakowałeś się w niezłe gówno.
Jak to...
Ubrałem się i próbowałem wyjść nie depcząc po schlanych, niewinnych ludziach, którzy w tym momencie robili za dywan.
Kiedy już wyszedłem zastałem moją dziewczyną opartą o ścianę budynku. Chowała twarz w dłoniach,coś tu nie grało.
Robiło się jasno, więc był już ranek, a ona stała trzęsąc się w przewiewnej czarnej spódniczce i luźnej koszulce. Jej włosy były spięte w rozwalający się blond koczek.
Podszedłem cicho, żeby ją zaskoczyć.
-K...-objąłem ją, ale dziewczyna odepchnęła mnie i zaczęła krzyczeć.
Tusz spływał jej po policzkach, a oczy były czerwone.
-Jak mogłeś pieprzyć się z tą dziwką?! Dlaczego znów to zrobiłeś, myślałam, że żałujesz! Jesteś pierdolonym...
-Trzęsiesz się-nie pozwoliłem jej dokończyć- Trzymaj.
Podałem jej moją bluzę z nadzieją, że ją założy ale zamiast tego wzięła ją i gdzieś rzuciła.
-Nie potrzebuję twoich szmat! Jesteś skurwielem. Rozumiesz?! Nie zasługujesz na to, co masz. Nie zasługujesz na tak wspaniałych przyjaciół, fanów, którzy tak cholernie cię kochają.
Podniosła głowę i odgarnęła włosy, patrząc w moje oczy. Miała w nich tyle nienawiści, ale im dłużej im się przyglądałem, tym więcej widziałem smutku, bólu i żalu...
-Wiesz dlaczego cię tak kochają? Bo cię kurwa nie znają! I naprawdę współczuję twojej kolejnej dziewczynie!
-Na razie nie muszę się tym przejmować, mam ciebie.
Właściwie nie wiem dlaczego to powiedziałem, skoro ona dała mi do zrozumienia, że to koniec. Chyba po prostu chciałem ją jeszcze bardziej wkurzyć. Naprawdę lubię to robić.
-Ty nie rozumiesz, prawda?- uśmiechnęła się przez łzy- Z nami koniec.
Patrzyłem jak odchodzi, ale nic z tym nie zrobiłem... Nie zamierzałem za nią biec, nie zamierzałem jej przeprosić. Nie potrafiłem tego naprawić.
Powinienem dać jej i sobie czas...
-Gdzie ona do cholery jest?!- krzyczał Nicholls.
Stałem tam i wpatrywałem się bezsilnie w moje buty. Okropnie bolała mnie głowa, a on ciągle krzyczał.
-Poszła gdzieś tam-wskazałem przyjacielowi.
-Ooo stary, ale zjebałeś- mruknął Lee.
*Oczami Kayli*
Szłam przed siebie, nie ważne gdzie. Po prostu szłam. Jak najdalej od tego wszystkiego.
Wiatr rozwiewał mi włosy, które wypadły mi z koka. Miałam gęsią skórkę i cała się trzęsłam.
-Kayla! Kayla, stój!- krzyczał ktoś za mną.
Słyszałam jak ktoś biegnie już wcześniej i modliłam się w duchu, żeby to nie był Oliver. I nie był. Przecież szanowny Pan Sykes by się tak nie fatygował.
-Czego chcesz, Matt?- warknęłam.
-Chcę tylko, żebyś założyła moją bluzę i wróciła do hotelu- uśmiechnął się do mnie ciepło.
Czułam... Nie, nie czułam nic poza zimnym wiatrem smagającym każdy milimetr mojego ciała.
Perkusista objął mnie tym samym skazując swoją koszulkę na ślady po tuszu. Mimowolnie zaczęłam płakać, wtulona w jego koszulkę. Nie wiem co bym bez niego zrobiła, był wspaniałym przyjacielem. A Oliver na niego nie zasługiwał.
Matt zamówił taksówkę i wróciliśmy do hotelu. Jedyne o czym teraz myślałam to powrót do domu, nie wyobrażałam sobie zostać. Nie potrafiłabym spędzać z nim tyle czasu. Jednak postanowiłam, że to przemyślę. Trudno byłoby mi zostawić chłopaków, są świetni. Chyba za bardzo się do nich przywiązałam, ale w końcu i tak nadejdzie dzień, w którym będę musiała wrócić.
-Hej! Wszystko w porządku?- Jordan powitał mnie tym pytaniem.
-Tak, pewnie... Jest zajebiście.
Nie chcąc kontynuować rozmowy poszłam do pokoju i schowałam się pod kołdrą. Musiałam odpocząć i przemyśleć to wszystko, jednak on nie dawał za wygraną. Poszedł za mną i usiadł na podłodze obok łóżka.
-Proszę, wybacz mu. Nie zostawiaj nas... On nie chciał, nie myślał. Był sfrustrowany i pijany. Wiem, że to boli, ale on cię cholernie kocha...
-To gdzie teraz jest? Zamiast walczyć o nas pewnie chleje dalej w tym klubie.
-Nie, zamknął się w łazience- Jordan wstał z zamiarem wyjścia.
Ale go zatrzymałam, nie chciałam być teraz sama. Po prostu potrzebowałam kogoś do towarzystwa.
Wyczerpana całą tą sytuacją zamknęłam oczy i odpłynęłam...
Obudził mnie czyiś monolog. Przysłuchiwałam mu się półprzytomna i półświadoma, cały czas udawałam, że śpię.
-Naprawdę tego nie chciałem. Wiem, że jestem sukinsynem, ale nie zostawiaj mnie. Nas... Nie wiedziałem co robię, kocham cię. Nawet nie wiesz jak bardzo. Znów wszystko spieprzyłem, zraniłem cię. Pewnie nie chcesz mnie teraz znać, nic dziwnego. Ale mimo wszystko, ja zawsze będę cię kochał-mówca złapał mnie za rękę- Kocham cię...
Dopiero po tych słowach dotarło do mnie, że to Oliver...
-Puść mnie i wyjdź stąd do cholery! Chcę to wszystko spokojnie przemyśleć.
Do pokoju wbiegł Jordan, a Sykes posłusznie wyszedł.
Nikt nie wpłynie na moją decyzję, a na pewno nie on.
Mimo tego wszystkiego nie chciałam ich zostawiać. To chyba zbyt trudne... Za bardzo ich wszystkich kocham. Nie sądziłam, że będę w stanie jeszcze się do tego przyznać, ale nadal kocham Olivera i chyba jestem w stanie mu wybaczyć. Poznałam go zbyt dobrze, żeby wierzyć, że zrobił to tak po prostu dla zabawy. Nie jest taki, może kiedyś był, ale to mnie nie interesuje.
Chyba nie chcę go stracić, nie chcę odejść jak wszystkie poprzednie.
Nie jestem jak one, ja kocham go bardziej. Tak mi się wydaje, nie potrafię go zostawić. To trochę naiwne.
-Która godzina?- zapytałam Jordana, który cały czas siedział na podłodze obok łóżka.
-Prawie piętnasta.
-Powinniście już ruszać, dlaczego nadal tu jesteście.
-Czekamy aż się zdecydujesz- uśmiechnął się.
Łzy wypełniły moje oczy. Za bardzo brakowałoby mi tego uśmiechu...
-Zostaję, zbierajcie się, ale jeszcze im nie mów- zmusiłam się do uśmiechu.
Jordan wybiegł z pokoju i zaczął krzyczeć, żeby pakowali torby do busu. Słyszałam jak ich poganiał.
Wypełzłam spod kołdry i spakowałam do końca swoje rzeczy. Przejrzałam się w lustrze przygotowana na najgorsze, ale wyglądałam znośnie. Tylko przeczesałam włosy i wyszłam z pokoju z torbą.
Chłopcy stali przed busem i rozmawiali. Kiedy tylko mnie zobaczyli ruszyli, żeby mnie zatulić na śmierć. Tylko Oliver stał na swoim miejscu...
-Zostaję!- krzyknęłam z uśmiechem, kiedy już udało mi się wydostać z ich morderczego uścisku.
Widziałam, że Oliver się uśmiecha, brakowało mi tego uśmiechu... Niby tylko jeden dzień, ale tyle się wydarzyło. Miałam wrażenie, że od naszej kłótni minęły tygodnie, podczas gdy minęło tylko kilka godzin.
Mimo, że tak cholernie go kocham nie dam tak szybko za wygraną.
____________________________________________________________
Przepraszam, że musieliście tyle czekać. Nie miałam weny, ani troszeczkę... Nie wiem, czy jest za krótkie, czy nie. Skończyłam w tym momencie, w którym chciałam i tak jest dobrze.
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, jesteście wspaniali <3
Mam nadzieję, że kolejny rozdział uda mi się napisać szybciej :) x
Ja pierdole, nie wierzę. Jak mogłem aż tak spierdolić ten koncert... Nie chciałem uzewnętrzniać tak moich emocji, poniosło mnie.
Toczyłem walkę z myślami, siedząc na zimnym, mokrym krawężniku.
Po chwili przyszli także zdezorientowani chłopacy. Rozmawialiśmy chwilę, ale wolałem zostać sam. Potrzebowałem odpoczynku.
Ulicę oświetlały lampy ustawione wzdłuż chodnika, a także światła przejeżdżających samochodów.
Oni wszyscy myśleli, że jestem silny, ale to nie prawda. Nigdy nie byłem wystarczająco silny, nie potrafiłem ogarnąć swojego życia. Jedyna rzecz, która mi się udała to zespół. Muzyka, którą tworzymy- to mój jedyny powód do dumy.
-Oliver, wracajmy- jęknęła Kayla.
-Wracajcie do hotelu, ja tu jeszcze trochę posiedzę.
-Żartujesz sobie, chodź.
-Nigdzie nie idę.
-Idziesz, nie chcę wracać bez ciebie, chcę być przy tobie i cię wspierać- mówiła z przekonaniem.
-Skoro chcesz mnie wspierać, to z łaski swojej wypierdalaj!- krzyknąłem rozwścieczony.
-Nigdzie bez ciebie nie idę.
-Nie masz wyboru. Wracaj do tego cholernego hotelu i mnie nie wkurwiaj.
Próbowałem się opanować, ale chyba mi się nie udało. Ogarnąłem się dopiero, gdy zdałem sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałem. Popatrzyłem na nią, ale ona tylko wzruszyła ramionami i zrezygnowana weszła do środka.
Miałem to, czego chciałem i wcale nie czułem się lepiej. Teraz byłem samotny, aż nadto.
Wstałem i podszedłem bliżej ulicy, wyciągając paczkę papierosów. Przede mną zatrzymał się czarny ford, z którego wysiadła długowłosa blondynka.
-Wsiadasz?- krzyknęła.
Wsiadłem bez chwili namysłu. Kiedy ruszyliśmy mogłem dokładniej jej się przyjrzeć. Była całkiem ładna, usta miała porządnie wysmarowane błyszczykiem. W tych ciemnościach niewiele widziałem, ale miała mocny makijaż.
-Dokąd jedziemy?
-Na imprezę do pobliskiego klubu-uśmiechnęła się.
Po kilku minutach byliśmy już pod klubem. Ustawiliśmy się w kolejce i czekaliśmy. Zdążyłem sprawdzić jego nazwę, tak na wszelki wypadek.
Do:Jordan
Jestem w klubie Nexus, wpadajcie ;)
Pomieszczenie było całe zatłoczone, ale Lexi trzymała mnie za rękę, żebym się nie zgubił. W końcu usiedliśmy przy stoliku z jakimiś ludźmi.
-Patrzcie kogo mam- rzuciła uradowana.
-Co?! Przecież to Oliver Sykes...
-Jak ty to...-nie dowierzali, ze to naprawdę ja.
Później zamówiliśmy drinki, później kolejne i kolejne. Bawiliśmy się w najlepsze, a później nie wiem jakim cudem wylądowałem z Lexi w łóżku.
-Oliver, Oliver do kurwy nędzy! Kayla tu jest!
Nie musiał dwa razy mówić, zerwałem się na równe nogi przestraszony, że to zobaczy. Nie mogła, to się nie może spierdolić. Dopiero co się ułożyło.
-Gdzie ona jest?!
-Przed klubem- mruknął Jordan- Wpakowałeś się w niezłe gówno.
Jak to...
Ubrałem się i próbowałem wyjść nie depcząc po schlanych, niewinnych ludziach, którzy w tym momencie robili za dywan.
Kiedy już wyszedłem zastałem moją dziewczyną opartą o ścianę budynku. Chowała twarz w dłoniach,coś tu nie grało.
Robiło się jasno, więc był już ranek, a ona stała trzęsąc się w przewiewnej czarnej spódniczce i luźnej koszulce. Jej włosy były spięte w rozwalający się blond koczek.
Podszedłem cicho, żeby ją zaskoczyć.
-K...-objąłem ją, ale dziewczyna odepchnęła mnie i zaczęła krzyczeć.
Tusz spływał jej po policzkach, a oczy były czerwone.
-Jak mogłeś pieprzyć się z tą dziwką?! Dlaczego znów to zrobiłeś, myślałam, że żałujesz! Jesteś pierdolonym...
-Trzęsiesz się-nie pozwoliłem jej dokończyć- Trzymaj.
Podałem jej moją bluzę z nadzieją, że ją założy ale zamiast tego wzięła ją i gdzieś rzuciła.
-Nie potrzebuję twoich szmat! Jesteś skurwielem. Rozumiesz?! Nie zasługujesz na to, co masz. Nie zasługujesz na tak wspaniałych przyjaciół, fanów, którzy tak cholernie cię kochają.
Podniosła głowę i odgarnęła włosy, patrząc w moje oczy. Miała w nich tyle nienawiści, ale im dłużej im się przyglądałem, tym więcej widziałem smutku, bólu i żalu...
-Wiesz dlaczego cię tak kochają? Bo cię kurwa nie znają! I naprawdę współczuję twojej kolejnej dziewczynie!
-Na razie nie muszę się tym przejmować, mam ciebie.
Właściwie nie wiem dlaczego to powiedziałem, skoro ona dała mi do zrozumienia, że to koniec. Chyba po prostu chciałem ją jeszcze bardziej wkurzyć. Naprawdę lubię to robić.
-Ty nie rozumiesz, prawda?- uśmiechnęła się przez łzy- Z nami koniec.
Patrzyłem jak odchodzi, ale nic z tym nie zrobiłem... Nie zamierzałem za nią biec, nie zamierzałem jej przeprosić. Nie potrafiłem tego naprawić.
Powinienem dać jej i sobie czas...
-Gdzie ona do cholery jest?!- krzyczał Nicholls.
Stałem tam i wpatrywałem się bezsilnie w moje buty. Okropnie bolała mnie głowa, a on ciągle krzyczał.
-Poszła gdzieś tam-wskazałem przyjacielowi.
-Ooo stary, ale zjebałeś- mruknął Lee.
*Oczami Kayli*
Szłam przed siebie, nie ważne gdzie. Po prostu szłam. Jak najdalej od tego wszystkiego.
Wiatr rozwiewał mi włosy, które wypadły mi z koka. Miałam gęsią skórkę i cała się trzęsłam.
-Kayla! Kayla, stój!- krzyczał ktoś za mną.
Słyszałam jak ktoś biegnie już wcześniej i modliłam się w duchu, żeby to nie był Oliver. I nie był. Przecież szanowny Pan Sykes by się tak nie fatygował.
-Czego chcesz, Matt?- warknęłam.
-Chcę tylko, żebyś założyła moją bluzę i wróciła do hotelu- uśmiechnął się do mnie ciepło.
Czułam... Nie, nie czułam nic poza zimnym wiatrem smagającym każdy milimetr mojego ciała.
Perkusista objął mnie tym samym skazując swoją koszulkę na ślady po tuszu. Mimowolnie zaczęłam płakać, wtulona w jego koszulkę. Nie wiem co bym bez niego zrobiła, był wspaniałym przyjacielem. A Oliver na niego nie zasługiwał.
Matt zamówił taksówkę i wróciliśmy do hotelu. Jedyne o czym teraz myślałam to powrót do domu, nie wyobrażałam sobie zostać. Nie potrafiłabym spędzać z nim tyle czasu. Jednak postanowiłam, że to przemyślę. Trudno byłoby mi zostawić chłopaków, są świetni. Chyba za bardzo się do nich przywiązałam, ale w końcu i tak nadejdzie dzień, w którym będę musiała wrócić.
-Hej! Wszystko w porządku?- Jordan powitał mnie tym pytaniem.
-Tak, pewnie... Jest zajebiście.
Nie chcąc kontynuować rozmowy poszłam do pokoju i schowałam się pod kołdrą. Musiałam odpocząć i przemyśleć to wszystko, jednak on nie dawał za wygraną. Poszedł za mną i usiadł na podłodze obok łóżka.
-Proszę, wybacz mu. Nie zostawiaj nas... On nie chciał, nie myślał. Był sfrustrowany i pijany. Wiem, że to boli, ale on cię cholernie kocha...
-To gdzie teraz jest? Zamiast walczyć o nas pewnie chleje dalej w tym klubie.
-Nie, zamknął się w łazience- Jordan wstał z zamiarem wyjścia.
Ale go zatrzymałam, nie chciałam być teraz sama. Po prostu potrzebowałam kogoś do towarzystwa.
Wyczerpana całą tą sytuacją zamknęłam oczy i odpłynęłam...
Obudził mnie czyiś monolog. Przysłuchiwałam mu się półprzytomna i półświadoma, cały czas udawałam, że śpię.
-Naprawdę tego nie chciałem. Wiem, że jestem sukinsynem, ale nie zostawiaj mnie. Nas... Nie wiedziałem co robię, kocham cię. Nawet nie wiesz jak bardzo. Znów wszystko spieprzyłem, zraniłem cię. Pewnie nie chcesz mnie teraz znać, nic dziwnego. Ale mimo wszystko, ja zawsze będę cię kochał-mówca złapał mnie za rękę- Kocham cię...
Dopiero po tych słowach dotarło do mnie, że to Oliver...
-Puść mnie i wyjdź stąd do cholery! Chcę to wszystko spokojnie przemyśleć.
Do pokoju wbiegł Jordan, a Sykes posłusznie wyszedł.
Nikt nie wpłynie na moją decyzję, a na pewno nie on.
Mimo tego wszystkiego nie chciałam ich zostawiać. To chyba zbyt trudne... Za bardzo ich wszystkich kocham. Nie sądziłam, że będę w stanie jeszcze się do tego przyznać, ale nadal kocham Olivera i chyba jestem w stanie mu wybaczyć. Poznałam go zbyt dobrze, żeby wierzyć, że zrobił to tak po prostu dla zabawy. Nie jest taki, może kiedyś był, ale to mnie nie interesuje.
Chyba nie chcę go stracić, nie chcę odejść jak wszystkie poprzednie.
Nie jestem jak one, ja kocham go bardziej. Tak mi się wydaje, nie potrafię go zostawić. To trochę naiwne.
-Która godzina?- zapytałam Jordana, który cały czas siedział na podłodze obok łóżka.
-Prawie piętnasta.
-Powinniście już ruszać, dlaczego nadal tu jesteście.
-Czekamy aż się zdecydujesz- uśmiechnął się.
Łzy wypełniły moje oczy. Za bardzo brakowałoby mi tego uśmiechu...
-Zostaję, zbierajcie się, ale jeszcze im nie mów- zmusiłam się do uśmiechu.
Jordan wybiegł z pokoju i zaczął krzyczeć, żeby pakowali torby do busu. Słyszałam jak ich poganiał.
Wypełzłam spod kołdry i spakowałam do końca swoje rzeczy. Przejrzałam się w lustrze przygotowana na najgorsze, ale wyglądałam znośnie. Tylko przeczesałam włosy i wyszłam z pokoju z torbą.
Chłopcy stali przed busem i rozmawiali. Kiedy tylko mnie zobaczyli ruszyli, żeby mnie zatulić na śmierć. Tylko Oliver stał na swoim miejscu...
-Zostaję!- krzyknęłam z uśmiechem, kiedy już udało mi się wydostać z ich morderczego uścisku.
Widziałam, że Oliver się uśmiecha, brakowało mi tego uśmiechu... Niby tylko jeden dzień, ale tyle się wydarzyło. Miałam wrażenie, że od naszej kłótni minęły tygodnie, podczas gdy minęło tylko kilka godzin.
Mimo, że tak cholernie go kocham nie dam tak szybko za wygraną.
____________________________________________________________
Przepraszam, że musieliście tyle czekać. Nie miałam weny, ani troszeczkę... Nie wiem, czy jest za krótkie, czy nie. Skończyłam w tym momencie, w którym chciałam i tak jest dobrze.
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, jesteście wspaniali <3
Mam nadzieję, że kolejny rozdział uda mi się napisać szybciej :) x
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Rozdział 8
*Oczami Kayli*
Zmęczeni wróciliśmy do busa. Pierwsze co zrobiłam to pójście na górę i rzucenie się na łóżko razem z Oliverem. Tak wygodnie...
-Jutro nocujemy w hotelu- powiedział niejednoznacznie.
-Daruj już sobie-odparłam zmęczona.
Mówił coś jeszcze, ale już go nie słuchałam. Znalazłam się w swoim magicznym świecie, pełnym jednorożców, tęczy, małych króliczków i całego tego gówna. Zbierałam z nimi kwiatuszki na wianuszek, biegałam po łące z Oliverem... Boże, on jest wszędzie. To całkiem słodkie, ale przerażające. Nie dość, że widzę go cały dzień to jeszcze mi się śni. Kiedyś to było moje marzenie... Być z nim, mieć go przy sobie, ale to jest czasem męczące.
Obudził mnie dźwięk wydobywający się z mojego telefonu. "Antivist"... Miałam ochotę cisnąć telefonem w ścianę, podłogę, Olivera, czy kogokolwiek, kto znalazłby się w polu rażenia. Niechętnie spojrzałam na wyświetlacz. Zdziwiona odrzuciłam, nie miałam pojęcia o co chodzi.
-Kto dzwonił?-zapytał pół przytomny Sykes.
-Chris.
Sama nie mogłam w to uwierzyć, bo niby po co miałby do mnie dzwonić? Po chwili dostałam smsa i już wiedziałam.
OD: CHRIS
A ty już się puszczasz? No proszę, szybka jesteś.
Ah, a więc dzwonił tylko po to, żeby mi nawrzucać jaka ze mnie szmata, bo jestem z Oliverem? Nie chciałam odpisywać, ale jednak odpisałam.
DO: CHRIS
Nie tak szybka jak ty ;)
-Daj mi ten telefon do kurwy nędzy- warknął Oliver.
Podałam mu go posłusznie. Wiedziałam co chce zrobić, jednak sądzę, że to tylko sprowokuje Chrisa.
Leżałam obok Olivera i prawie płakałam ze śmiechu. Kazałam mu zrobić na głośno mówiący jak ten gnojek odbierze.
-Czego chcesz suko?-usłyszałam jego głos.
-Jeszcze raz ją obrazisz skurwielu, to uwierz mi, że przyjadę i ci wykurwię.
Chyba nigdy nie widziałam go tak wkurzonego.
-Jesteś nic nie wartym dupkiem, zraniłeś ją-kontynuował.
-Pierdolę ją-warknął Chris, wiedziałam, że w tym momencie się uśmiecha.
-Tylko ja ją mogę pierdolić.
-Tak jak każdą swoją dziwkę?
Widziałam, że go to zabolało... Chris trafił w dziesiątkę. Wiedziałam, że Oliver żałuje wszystkich swoich błędów. Prawda go zabolała.
Rozłączył się i oddał mi telefon, chowając głowę pod poduszkę. Nie wiedziałam co mu powiedzieć, przecież każdy popełnia błędy. Jednak nie widziałam osoby, która żałowałaby tego bardziej od niego. Całe swoje życie uciekał przed prawdą, ale ktoś musiał mu przypomnieć. Znałam jego przeszłość, ale nie interesowała mnie ona.
-Co mu jest?-zapytał Jordan.
-On cierpi.
Można to wywnioskować po jego piosenkach, jego oczach... Całe jego życie było i jest cierpieniem. Boli mnie, że nie mogę mu pomóc... Choćbym nie wiadomo jak się starała, to on musi pogodzić się z prawdą, musi zapomnieć o tamtych błędach. Musi wybaczyć sam sobie.
-Już wystarczająco zmieniłaś jego życie. Nie zrobisz dla niego nic więcej, teraz jego kolej.
To prawda, teraz on musiał zmienić swoje życie, zaakceptować je.
Ktoś mógłby pomyśleć, że ma wszystko. Talent, pieniądze, fanów, przyjaciół, może robić co tylko chce. Nic bardziej mylnego. Cały ten czas czekał na kogoś, kto zawróci mu w głowie. Kogoś, kto da mu powód by żyć.
-Stary, no dalej! Za chwilę będziemy w hotelu- krzyknął Nicholls.
Kiedy tak myślałam o tym, że to ja mogę być tą osobą łzy napływały mi do oczu i nawet nie zauważyłam kiedy Oli postanowił wstać.
-Nie jesteś suką, nie jesteś dla mnie kolejną dziwką. Rozumiesz? Nigdy nie będziesz, jesteś najważniejszą osobą w moim pokurwionym życiu- powstrzymywał łzy.
Nie chciał pokazywać, że jest słaby, ale był. Cały czas żył przeszłością. Nie chciałam już wracać do tematu, więc po prostu poszłam ogarnąć się do łazienki. Usiadłam na zimnych kafelkach i schowałam twarz w dłoniach, głęboko oddychając. Czasem myślałam, że nie pasujemy do siebie, że nie uda nam się. Może nie jest nam to pisane, ale chyba zdecydowałam. Ja potrzebuję jego, a on mnie. Jesteśmy dla siebie jak powietrze, gdyby nie on nie mogłabym oddychać.
-Kayla! Wszystko w porządku? Jesteśmy na miejscu- dobijał się Sykes.
-Wszystko dobrze, już idę.
Hotel, w którym się zatrzymaliśmy był... Nie wiem jak go określić. Zbyt prymitywny, malutki. Po prostu nie spodziewałam się czegoś takiego, nie po Oliverze, który lubi wygodę i luksus.
Wnętrze budynku było bardzo minimalistyczne, całkiem ładne. Wszystko było takie jasne i czyste. Postanowiliśmy, że będę miała pokój z Oliverem, a chłopcy wzięli jeden duży dla siebie. Ich drzwi były na przeciwko naszych, więc na spokojną noc nie było co liczyć.
Było już po południe, więc musieliśmy jechać od razu na próby. Wolałabym, żeby koncert był jutro, wtedy Oliver mógłby zebrać trochę więcej sił. Nigdy nie widziałam, żeby śpiewał bez uczuć. Na odwal, byle to skończyć. Nie potrafiłam na to patrzeć.
-Zaśpiewaj to porządnie. Wczuj się, włóż w to całe swoje serce, dla mnie... Proszę -stanęłam przed nim.
Złapał mnie za rękę, dając mi tym do zrozumienia, że mam stać właśnie w tym miejscu i spojrzał w oczy. Zaczął śpiewać poszczególne fragmenty "Don't go".
-Stary, no dalej! Za chwilę będziemy w hotelu- krzyknął Nicholls.
Kiedy tak myślałam o tym, że to ja mogę być tą osobą łzy napływały mi do oczu i nawet nie zauważyłam kiedy Oli postanowił wstać.
-Nie jesteś suką, nie jesteś dla mnie kolejną dziwką. Rozumiesz? Nigdy nie będziesz, jesteś najważniejszą osobą w moim pokurwionym życiu- powstrzymywał łzy.
Nie chciał pokazywać, że jest słaby, ale był. Cały czas żył przeszłością. Nie chciałam już wracać do tematu, więc po prostu poszłam ogarnąć się do łazienki. Usiadłam na zimnych kafelkach i schowałam twarz w dłoniach, głęboko oddychając. Czasem myślałam, że nie pasujemy do siebie, że nie uda nam się. Może nie jest nam to pisane, ale chyba zdecydowałam. Ja potrzebuję jego, a on mnie. Jesteśmy dla siebie jak powietrze, gdyby nie on nie mogłabym oddychać.
-Kayla! Wszystko w porządku? Jesteśmy na miejscu- dobijał się Sykes.
-Wszystko dobrze, już idę.
Hotel, w którym się zatrzymaliśmy był... Nie wiem jak go określić. Zbyt prymitywny, malutki. Po prostu nie spodziewałam się czegoś takiego, nie po Oliverze, który lubi wygodę i luksus.
Wnętrze budynku było bardzo minimalistyczne, całkiem ładne. Wszystko było takie jasne i czyste. Postanowiliśmy, że będę miała pokój z Oliverem, a chłopcy wzięli jeden duży dla siebie. Ich drzwi były na przeciwko naszych, więc na spokojną noc nie było co liczyć.
Było już po południe, więc musieliśmy jechać od razu na próby. Wolałabym, żeby koncert był jutro, wtedy Oliver mógłby zebrać trochę więcej sił. Nigdy nie widziałam, żeby śpiewał bez uczuć. Na odwal, byle to skończyć. Nie potrafiłam na to patrzeć.
-Zaśpiewaj to porządnie. Wczuj się, włóż w to całe swoje serce, dla mnie... Proszę -stanęłam przed nim.
Złapał mnie za rękę, dając mi tym do zrozumienia, że mam stać właśnie w tym miejscu i spojrzał w oczy. Zaczął śpiewać poszczególne fragmenty "Don't go".
"I was raised in the valley
There was shadows of the death
Got out alive but with scars I can't forget"
"God forgive me for all my sins
God forgive me for everything"
God forgive me for everything"
"Don't go
No I can't do this on my own"
No I can't do this on my own"
"If I let you in
You'll just want out
If I tell you the truth
You'll fight for a lie"
You'll just want out
If I tell you the truth
You'll fight for a lie"
Dał z siebie wszystko. Wybór tej piosenki nie był przypadkowy, on znów się tym wszystkim zadręczał. Znów wrócił do przeszłości. Martwiłam się o niego, ale nie chciałam mu tego mówić, bo znów by się obwiniał. Ludzie myśleli, że jest taki twardy, pozbawiony uczuć, z kamiennym sercem, ale on wcale taki nie jest. Jest zupełną przeciwnością tego, co o nim myślą.
Później odbyła się próba generalna już w klubie, na scenie. Nim się obejrzeliśmy trzeba było kończyć próbę i przygotowywać się już do samego koncertu. Siedziałam za sceną z Oliverem i podnosiłam go na duchu. Powtarzałam w kółko, że wierzę w niego. On obiecał, że da z siebie wszystko, że zrobi to dla mnie. Kiedy mi to obiecywał na jego ustach gościł uśmiech, nie wymuszany. Taki szczery, prawdziwy.
Nadszedł czas. Musieli wyjść na scenę i zrobić niezły bajzel. Stanęłam w najbardziej niewidocznym miejscu sceny i przyglądałam się temu wszystkiemu. W pewnym momencie mogłoby się zdawać, że Sykes zapomniał o tym wszystkim. Robił to co kochał, oddał się temu w pełni. Ale później wydarzyło się coś niesamowitego.
W połowie "And the snakes start to sing" upadł na podłogę. Widziałam lśniące łzy w jego oczach. Nikt nie wiedział co się stało. Ludzie przyglądali się temu z zapartym tchem, aż wreszcie odezwał się...
-Przepraszam- mówił przez łzy- Nie, nie dam rady... Chcę, żebyście posłuchali czegoś, co napisała Kayla, najważniejsza osoba w moim życiu.
If my red eyes don't see you anymore and I can't hear you through the wide noise. Just send your heart beat, I'll go to the blue ocean floor. Where they'll find us no more.
(Justin Timberlake-Blue ocean floor)
Skąd... On to miał?
Zaśpiewał to perfekcyjnie. Kiedy już skończył wypuścił mikrofon z rąk. Klęcząc na podłodze schował twarz w dłoniach, jakby chciał ukryć łzy, które wszyscy już widzieli. Nie mogłam stać bezczynnie i się temu przyglądać. Podbiegłam do niego i objęłam, szepcząc, że wszystko jest już dobrze.
Ludzie przyglądali się temu dokładnie, dziewczyny tuż przy scenie piszczały i zakrywały dłonią usta, jakby były bardzo zszokowane. Niektórzy pewnie myśleli, że to jakieś żarty, a ludzie z tyłu się przepychali.
Ludzie przyglądali się temu dokładnie, dziewczyny tuż przy scenie piszczały i zakrywały dłonią usta, jakby były bardzo zszokowane. Niektórzy pewnie myśleli, że to jakieś żarty, a ludzie z tyłu się przepychali.
Złapałam go za rękę i zeszliśmy ze sceny. Gdy już byliśmy sami mogłam się wyładować.
-Miałeś dać z siebie wszystko do cholery?! A zjebałeś koncert! Oliver, obudź się wreszcie, żyjemy w teraźniejszości. Przeszłość się nie liczy!-wydzierałam się na niego.
Nie powinnam tego robić, ale byłam nieźle wkurzona.
-Dałem z siebie wszystko- mruknął i wyszedł tylnym wyjściem.
Pobiegłam za nim. Naprawdę żałowałam, że tak na niego nakrzyczałam. Chciałam go przeprosić, ale nie zdążyłam. Jakby czytał mi w myślach.
-Nic się nie stało... Masz rację, powinienem zapomnieć o przeszłości, ale to nie takie proste. Teraz, kiedy mam ciebie powinienem skupić się na tobie, na tym co dzieje się teraz. Mogę być wreszcie szczęśliwy- uśmiechnął się.
Wrócił silny Oliver, wrócił mój Oliver. Mimo wszystko ten koncert był chyba najlepszym ze wszystkich, które zagrali dotychczas. Był prawdziwy, najbardziej prawdziwy ze wszystkich. Byłam z niego cholernie dumna.
____________________________________________________________
Niewiarygodne. Pierwszy raz tak szybko napisałam rozdział, co? Możecie być dumni. Pozdrowienia i ogrooomne podziękowania dla @SandpidTurtle, która czekała chyba najbardziej haha. Dziękuję za spamik i popędzanie mnie, które w gruncie rzeczy mnie zmotywowało :) ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ (tak, będę wam rozkazywać XD) Mam nadzieję, że Wam się podobało, jeśli chcecie być informowani to piszcie xx
niedziela, 23 czerwca 2013
Rozdział 7
-Tam są damskie szatnie-pokazał Oliver.
-Będę się czuć samotnie-mruknęłam, a on mnie objął.
-Dobra, dość. Widzimy się na basenie-powiedział Nicholls.
Ruszyłam w stronę szatni, mijając przy tym grupki dziewczyn. Tylko ja szłam sama. Zaczynało brakować mi Brooke. Szybko przebrałam się w czarny dwuczęściowy strój kąpielowy, którego tak bardzo nie lubiłam. Odkrywał za dużo mojego ciała. Chciałabym móc zapomnieć o tych pieprzonych kompleksach i dobrze się bawić.
Chłopcy stali przy jacuzzi. Gdy stanęłam przed nimi wyglądali, jakby zobaczyli ducha.
-Nono-zagwizdał Matt.
Siedzieliśmy w jacuzzi i rozmawialiśmy. Oliver non stop oglądał się za dziewczynami. Biegaliśmy od zjeżdżalni do zjeżdżalni, a on nadal to robił.
-Umów się z nią-nie wytrzymałam.
Byłam na niego wściekła. Zachował się jak dupek. Interesowały go tylko cycki i tyłki innych lasek.
-O co ci chodzi?-zapytał pretensjonalnie.
-Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi!-wydarłam się na niego.
-Nie zgrywaj takiej zimnej suki.
Właśnie wchodziliśmy po schodkach, aby zjechać z najszybszej i największej zjeżdżalni. Omal nie spadłam, ale udałam, że tego nie słyszałam.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek powie mi coś takiego. Może myliłam się co do niego.
Chłopacy wykłócali się kto zjedzie pierwszy. "Ja pojadę!", "Nie, ja!", "Spierdalaj, ja!" to było nie do wytrzymania. Jak dzieci.
-Zamknijcie się, ja pojadę.
Bałam się. Ta zjeżdżalnia była czarna, kręta, długa, szybka i na dodatek panował w niej mrok.
Złapałam się szczebla i czekałam aż zapali się zielona lampka.
-Zjechać z tobą?-mrugnął do mnie Oli.
-Wolę zjechać sama i się utopić, niż jechać z tobą.
To był cios poniżej pasa. Zaniemówił... Patrzył na mnie tymi brązowymi oczami. Mogłam tego nie mówić.
Zielona lampka, odepchnęłam się od szczebelka i nastała ciemność.
Po chwili poczułam jak czyjeś ręce obejmują mnie w talii.
-Oli...-nie dałam rady dokończyć, bo zachłysnęłam się wodą.
-Przepraszam-szepnął mi do ucha.
Bałam się zakrętów, były ostre i szybkie. Oliver obiecał, że jestem z nim bezpieczna i nie mam się bać, więc uspokoiłam się. Jego obecność tak na mnie działała.
Światło, a po chwili zderzyliśmy się z taflą wody. Zaczęłam się krztusić, a w nosie miałam mnóstwo chloru. Okropnie piekły mnie oczy.
Zanim się obejrzałam Oliver wyniósł mnie na brzeg. Nie, on nie jest chujem. To jednak mój Oliver, nie pomyliłam się.
-Kochanie... Otwórz oczy- mówił, potrząsając mną delikatnie- Kayla, nie żartuj sobie ze mnie.
Powoli otworzyłam oczy, które okropnie piekły i pewnie były zaczerwienione. Oli pochylał się nade mną, a z jego mokrych włosów spływały zimne krople wody. Prosto na moją twarz.
-Ol...-nie zdążyłam dokończyć, bo jego wargi spoczęły na moich.
Znów ten słodki smak...
*Oczami Olivera*
Dlaczego ja najpierw robię, a dopiero później myślę? Jeśli będę tak robił dalej mogę stracić najważniejsze osoby. Osoby, które mnie inspirują, trzymają mnie tu-na ziemi. Dzięki nim jestem kim jestem. Może znam ją krótko i to "tylko fanka", może dla niektórych to szaleństwo, ale byłbym w stanie zrobić wszystko, żeby mieć ją zawsze przy sobie. Stała się nieodłączną częścią mojego życia. Jej zapach, jej smak, jej głos... To jak mówi, jak się denerwuje, jak się porusza. Wszystko w niej jest takie niesamowite.
-Chcę, żebyś była ze mną. Zawsze...
-Jestem twoja- zaśmiała się uroczo.
Mimo jej zapewnień bałem się, że ktoś mi ją odbierze. Ona pewnie czuła to samo, ale ja dawałem jej powód. Sprawiłem, że poczuła się źle.
Wokół nas zaczął tworzyć się niezły tłum, więc odsunąłem się od niej i pomogłem jej wstać. Znalazły się także nasze fanki, czyli nieodłączna część wyjścia w miejsce publiczne.
-Kocham Cię i nic, ani nikt tego nie zmieni- powiedziałem i poszliśmy do szatni.
Przebrałem się najszybciej jak to tylko możliwe, żeby móc ją znów zobaczyć, ale nie było jej przy wyjściu. Postanowiłem mimo wszystko pójść do damskiej szatni, konsekwencje się nie liczyły. Wszystkie dziewczyny, które mijałem pośród tego labiryntu szafek patrzyły na mnie ze zdziwieniem i przerażeniem. Nie ważne, w końcu znalazłem to, czego szukałem. Niestety już się pakowała. Może gdybym przyszedł wcześniej zobaczyłbym coś więcej, nie żeby coś.
-Oliver?!-krzyknęła zaskoczona.
-Niespodzianka-zaśmiałem się.
Złapałem ją za rękę i wyszliśmy na zewnątrz czekać na pozostałych.
-Tak właściwie to gdzie teraz idziemy?- zapytała.
-Do pizzerii!- wykrzyczał Matt.
-Wreszcie jesteście-mruknąłem.
Jakiś czas później doszliśmy do pizzerii. Nie wierzę, że przeszedłem taki kawał, bo Matt miał ochotę na pizze. Oprócz nas w lokalu siedziała jedna para, rodzina z nieokrzesanymi dziećmi i grupka studentów. Zajęliśmy więc stolik pod oknem.
-Co podać?- zapytała kelnerka.
Oczy Nichollsa się zaświeciły i zaczął recytować zamówienie jakby było wierszem, który zna na pamięć.
Jedliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się głośno. Parę razy zwrócono nam uwagę, ale olaliśmy to zupełnie.
-Przepraszam na chwilkę- Kayla udała się do toalety.
Wstałem chwilę po niej i ruszyłem jej śladem. Suszyła już ręce- w samą porę.
Nie zdążyła nic powiedzieć, bo zacząłem ją namiętnie całować. Przywarłem ją do ściany, nie pozwalając jej się odezwać. Byliśmy dla siebie stworzeni, idealnie do siebie pasowaliśmy.
-Pragnę cię. Tu i teraz-szepnąłem jej do ucha.
Posadziłem ją na blacie zlewu. Całowałem ją, zdejmując jej koszulkę
-Ja ciebie też, ale nie tu.
Tak blisko, już prawie.
-Dziewczyno, nie rozumiesz, że jestem napalony i chcę cię tu, natychmiast?!
-Każdy tu może wejść! Nie tutaj, proszę.
I jakby na jej zawołanie do łazienki weszła jakaś kobieta, ale wyszła czym prędzej speszona.
Odpuściłem sobie i wróciłem do stolika, po chwili wróciła także Kayla.
Usiedliśmy na swoich miejscach jak gdyby nigdy nic, ale wiedziałem o czym myśleli chłopcy.
___________________________________________________________
Wróciłam po krótkiej przerwie. Przepraszam, że tak długo pisałam, ale albo szkoła, albo znajomi, albo po prostu brak weny. Pochwalę się, że mam już napisany epilog tego opowiadania, ale zanim go opublikuję minie trochę czasu :) JEŚLI CI SIĘ SPODOBAŁO SKOMENTUJ! BARDZO ZALEŻY MI NA TWOJEJ OPINII. + co chcielibyście, aby wydarzyło się dalej? xx
-Będę się czuć samotnie-mruknęłam, a on mnie objął.
-Dobra, dość. Widzimy się na basenie-powiedział Nicholls.
Ruszyłam w stronę szatni, mijając przy tym grupki dziewczyn. Tylko ja szłam sama. Zaczynało brakować mi Brooke. Szybko przebrałam się w czarny dwuczęściowy strój kąpielowy, którego tak bardzo nie lubiłam. Odkrywał za dużo mojego ciała. Chciałabym móc zapomnieć o tych pieprzonych kompleksach i dobrze się bawić.
Chłopcy stali przy jacuzzi. Gdy stanęłam przed nimi wyglądali, jakby zobaczyli ducha.
-Nono-zagwizdał Matt.
Siedzieliśmy w jacuzzi i rozmawialiśmy. Oliver non stop oglądał się za dziewczynami. Biegaliśmy od zjeżdżalni do zjeżdżalni, a on nadal to robił.
-Umów się z nią-nie wytrzymałam.
Byłam na niego wściekła. Zachował się jak dupek. Interesowały go tylko cycki i tyłki innych lasek.
-O co ci chodzi?-zapytał pretensjonalnie.
-Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi!-wydarłam się na niego.
-Nie zgrywaj takiej zimnej suki.
Właśnie wchodziliśmy po schodkach, aby zjechać z najszybszej i największej zjeżdżalni. Omal nie spadłam, ale udałam, że tego nie słyszałam.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek powie mi coś takiego. Może myliłam się co do niego.
Chłopacy wykłócali się kto zjedzie pierwszy. "Ja pojadę!", "Nie, ja!", "Spierdalaj, ja!" to było nie do wytrzymania. Jak dzieci.
-Zamknijcie się, ja pojadę.
Bałam się. Ta zjeżdżalnia była czarna, kręta, długa, szybka i na dodatek panował w niej mrok.
Złapałam się szczebla i czekałam aż zapali się zielona lampka.
-Zjechać z tobą?-mrugnął do mnie Oli.
-Wolę zjechać sama i się utopić, niż jechać z tobą.
To był cios poniżej pasa. Zaniemówił... Patrzył na mnie tymi brązowymi oczami. Mogłam tego nie mówić.
Zielona lampka, odepchnęłam się od szczebelka i nastała ciemność.
Po chwili poczułam jak czyjeś ręce obejmują mnie w talii.
-Oli...-nie dałam rady dokończyć, bo zachłysnęłam się wodą.
-Przepraszam-szepnął mi do ucha.
Bałam się zakrętów, były ostre i szybkie. Oliver obiecał, że jestem z nim bezpieczna i nie mam się bać, więc uspokoiłam się. Jego obecność tak na mnie działała.
Światło, a po chwili zderzyliśmy się z taflą wody. Zaczęłam się krztusić, a w nosie miałam mnóstwo chloru. Okropnie piekły mnie oczy.
Zanim się obejrzałam Oliver wyniósł mnie na brzeg. Nie, on nie jest chujem. To jednak mój Oliver, nie pomyliłam się.
-Kochanie... Otwórz oczy- mówił, potrząsając mną delikatnie- Kayla, nie żartuj sobie ze mnie.
Powoli otworzyłam oczy, które okropnie piekły i pewnie były zaczerwienione. Oli pochylał się nade mną, a z jego mokrych włosów spływały zimne krople wody. Prosto na moją twarz.
-Ol...-nie zdążyłam dokończyć, bo jego wargi spoczęły na moich.
Znów ten słodki smak...
*Oczami Olivera*
Dlaczego ja najpierw robię, a dopiero później myślę? Jeśli będę tak robił dalej mogę stracić najważniejsze osoby. Osoby, które mnie inspirują, trzymają mnie tu-na ziemi. Dzięki nim jestem kim jestem. Może znam ją krótko i to "tylko fanka", może dla niektórych to szaleństwo, ale byłbym w stanie zrobić wszystko, żeby mieć ją zawsze przy sobie. Stała się nieodłączną częścią mojego życia. Jej zapach, jej smak, jej głos... To jak mówi, jak się denerwuje, jak się porusza. Wszystko w niej jest takie niesamowite.
-Chcę, żebyś była ze mną. Zawsze...
-Jestem twoja- zaśmiała się uroczo.
Mimo jej zapewnień bałem się, że ktoś mi ją odbierze. Ona pewnie czuła to samo, ale ja dawałem jej powód. Sprawiłem, że poczuła się źle.
Wokół nas zaczął tworzyć się niezły tłum, więc odsunąłem się od niej i pomogłem jej wstać. Znalazły się także nasze fanki, czyli nieodłączna część wyjścia w miejsce publiczne.
-Kocham Cię i nic, ani nikt tego nie zmieni- powiedziałem i poszliśmy do szatni.
Przebrałem się najszybciej jak to tylko możliwe, żeby móc ją znów zobaczyć, ale nie było jej przy wyjściu. Postanowiłem mimo wszystko pójść do damskiej szatni, konsekwencje się nie liczyły. Wszystkie dziewczyny, które mijałem pośród tego labiryntu szafek patrzyły na mnie ze zdziwieniem i przerażeniem. Nie ważne, w końcu znalazłem to, czego szukałem. Niestety już się pakowała. Może gdybym przyszedł wcześniej zobaczyłbym coś więcej, nie żeby coś.
-Oliver?!-krzyknęła zaskoczona.
-Niespodzianka-zaśmiałem się.
Złapałem ją za rękę i wyszliśmy na zewnątrz czekać na pozostałych.
-Tak właściwie to gdzie teraz idziemy?- zapytała.
-Do pizzerii!- wykrzyczał Matt.
-Wreszcie jesteście-mruknąłem.
Jakiś czas później doszliśmy do pizzerii. Nie wierzę, że przeszedłem taki kawał, bo Matt miał ochotę na pizze. Oprócz nas w lokalu siedziała jedna para, rodzina z nieokrzesanymi dziećmi i grupka studentów. Zajęliśmy więc stolik pod oknem.
-Co podać?- zapytała kelnerka.
Oczy Nichollsa się zaświeciły i zaczął recytować zamówienie jakby było wierszem, który zna na pamięć.
Jedliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się głośno. Parę razy zwrócono nam uwagę, ale olaliśmy to zupełnie.
-Przepraszam na chwilkę- Kayla udała się do toalety.
Wstałem chwilę po niej i ruszyłem jej śladem. Suszyła już ręce- w samą porę.
Nie zdążyła nic powiedzieć, bo zacząłem ją namiętnie całować. Przywarłem ją do ściany, nie pozwalając jej się odezwać. Byliśmy dla siebie stworzeni, idealnie do siebie pasowaliśmy.
-Pragnę cię. Tu i teraz-szepnąłem jej do ucha.
Posadziłem ją na blacie zlewu. Całowałem ją, zdejmując jej koszulkę
-Ja ciebie też, ale nie tu.
Tak blisko, już prawie.
-Dziewczyno, nie rozumiesz, że jestem napalony i chcę cię tu, natychmiast?!
-Każdy tu może wejść! Nie tutaj, proszę.
I jakby na jej zawołanie do łazienki weszła jakaś kobieta, ale wyszła czym prędzej speszona.
Odpuściłem sobie i wróciłem do stolika, po chwili wróciła także Kayla.
Usiedliśmy na swoich miejscach jak gdyby nigdy nic, ale wiedziałem o czym myśleli chłopcy.
___________________________________________________________
Wróciłam po krótkiej przerwie. Przepraszam, że tak długo pisałam, ale albo szkoła, albo znajomi, albo po prostu brak weny. Pochwalę się, że mam już napisany epilog tego opowiadania, ale zanim go opublikuję minie trochę czasu :) JEŚLI CI SIĘ SPODOBAŁO SKOMENTUJ! BARDZO ZALEŻY MI NA TWOJEJ OPINII. + co chcielibyście, aby wydarzyło się dalej? xx
czwartek, 30 maja 2013
Rozdział 6
W tamtym momencie nie liczyło się nic prócz mnie i Sykesa. Zupełnie zapomniałam o Chrisie. Szkoda, że przypominał mi o nim sms. Nie wiem dlaczego tak mnie to dotknęło, przecież najwspanialszy chłopak jest tuż obok mnie. Byłam taka głupia. Nie wierzyłam w to co przeczytałam, ale po chwili doszło także zdjęcie.
Łzy wypełniły moje oczy.
-Wszystko dobrze?- zapytał zatroskany.
Nie było dobrze, jak on tak mógł.
Zdradził mnie... z tą szmatą-Jessicą.
Wziął ode mnie telefon. Gdy zobaczył treść smsa i zdjęcie był równie zdumiony.
-Nie płacz, nie możesz... Nie warto-przekonywał, ale nie potrafiłam tak.
*Oczami Olivera*
Kayla siedziała cały czas w łóżku, wychodząc czasem do łazienki. Nie jadła, więc przynosiłem jej jedzenie. Nie potrafiłem patrzeć na to, jak cierpi, ale nie byłem w stanie tego zmienić.
-We will never sleep 'cause sleep is for the weak- darłem się i wyciągałem ją spod kołdry.
Kiedy mieliśmy koncerty lub nocowaliśmy w hotelu ona siedziała w busie. Nie chciałem, żeby była sama i się smuciła, więc też nocowałem w busie. Zawsze spała na moim łóżku.
-Ile zamierzasz tu siedzieć?- kucnąłem przy łóżku.
Atmosferę psuły tylko fanki, krzyczące, żebym wyszedł, że mnie kochają i inne bzdury.
-Idź do nich, chcę spać.
Kocham moich fanów, przecież dzięki nim się wybiliśmy, ale w takich sytuacjach miałem ich serdecznie dość. Chciałem wyjść, pokazać im środkowe palce i wrócić do Kayli.
Middle fingers up, if you don't give a fuck.
Wyszedłem z busa, aby porozmawiać z fankami i je uspokoić. Rozmową bym tego nie nazwał, ale dostały to czego chciały i uciszyły się. Zapanowała cisza, prawie wszyscy sobie poszli, więc wróciłem do tourbusu. Kayla śpiewała piosenkę, którą chyba sama napisała.
And they say, she's in the class a team. Stuck in her daydream... Been this way since 18. (fragment "the a team" autorstwa Eda Sheerana)
Miała piękny, delikatny głos. Gdy usłyszała moje kroki z szelestem schowała kartkę i przestała śpiewać. Chciała, żebym myślał, że śpi. Nie byłaby znakomitą aktorką.
-Masz piękny głos- szepnąłem pochylając się nad nią.
Panowały egipskie ciemności, ale i tak widziałem łzy spływające po jej policzkach.
Jak mogła płakać przez takiego idiotę, przez nic nie wartego gnojka, który ją zranił.
Następnego dnia zachowywała się jeszcze dziwniej, pojazd chyba jej się znudził.
-Kiedy się zatrzymamy?- wypytywała kierowcę dosłownie cały dzień.
Zatrzymaliśmy się dopiero po 22.
*Oczami Kayli*
-Wysiadamy!- zbawienny krzyk.
Wypełzłam spod kołdry po czym założyłam kaptur na głowę. Łzy spływały mi po policzkach.
-Wszystko w porządku?- zapytał Oliver.
Czy gdyby było "w porządku" to płakałabym teraz? No nie sądzę. Nawet nie miałam pojęcia, że tu siedzi.
Zatrzymaliśmy się przy stacji benzynowej z kafejką i o dziwo toaletą w osobnym budyneczku. Całość wyglądała obskurnie. Budynki pokryte były białą, łuszczącą się farbą.
Weszliśmy do środka przez automatycznie rozsuwające się drzwi. Wiecie, takie wejście smoka. Usiadłam przy stoliku w rogu, z daleka od nich. Nie miałam ochoty nic jeść, więc zamówiłam wodę dla świętego spokoju, abym nie zaschła jak kwiatek, stojący w wazoniku na stole.
I znów poczułam się bezsilnie, a łzy napłynęły mi do oczu. Pobiegłam do toalety w osobnym budyneczku. Oparłam się o ścianę i zsunęłam na podłogę, biorąc kilka głębokich oddechów. Siedziałam tak jeszcze kilka minut do momentu, w którym poczułam się lepiej. Uspokojona poszłam usiąść na parkingu. Było duszno, a asfalt był rozgrzany. Uniosłam głowę w górę i patrzyłam na zachmurzone niebo. Cały parking oświetlała jedna latarnia, pozostałe trzy nie działały. Chwilę później na moją twarz kapnęło kilka kropelek deszczu. Mały, przyjemny deszczyk zmienił się w ulewę, która mieszała się z moimi łzami. Nawet nie zauważyłam, kiedy Oliver usiadł obok mnie i okrył mnie swoją bluzą.
-Nie mogę patrzeć jak cierpisz-ujął moją dłoń-Ten dupek nie był ciebie wart, rozumiesz?
-Nie mów tak-łkałam.
-Jeszcze go bronisz? Gdybym miał taką dziewczynę, nigdy bym tak nie postąpił.
Wtuliłam się w niego, aby poczuć jego ciepło.
-Zamknij się wreszcie-mruknęłam.
-Cała się trzęsiesz, chodź.
Wstałam z jego małą pomocą. Trzymaliśmy się za ręce, stojąc naprzeciwko siebie.
-Obiecaj mi, że nie będziesz więcej przez niego płakać.
Przytaknęłam posłusznie, a on wplótł palce w moje włosy i przybliżył się. Nasze twarze ponownie dzieliły milimetry. Czułam jego ciepły oddech... Jego wargi były ciepłe i słodkie, przeszedł mnie dreszcz. Wydawało mi się, że ta chwila trwała tylko kilka sekund, chciałam więcej i więcej. Potrzebowałam go, cholernie. Wtedy przejrzałam na oczy. Byłam zaślepiona Chrisem, nie zwracałam uwagi na osoby, dla których naprawdę coś znaczę.
Kiedy oddaliliśmy nasze wargi szepnęłam mu do ucha "Kocham Cię".
Uśmiechnął się nonszalancko i znów połączył nasze wargi, lecz tym razem w dłuższym i bardziej namiętnym pocałunku. Byliśmy cali mokrzy, a deszcz nie przestawał padać, jednak to nie miało dla nas znaczenia. Oliver chyba stał się dla mnie kimś więcej. Tyle mi do szczęścia wystarczyło.
Chwilę później rozległy się gwizdy i oklaski. Szczęśliwi chłopcy i mniej zadowolona Brooke przyglądali się nam i wykrzykiwali różne sprośne rzeczy. Oh, z kim ja żyję. Tylko Oliver mógł sprawić, że znów zaczęłam się uśmiechać. Tutaj rozpoczęłam kolejny rozdział swojego życia, w którym nie było miejsca dla Chrisa.
Obudziłam się u boku Olivera.
-"Tell me that you need me cause I love you so much. Tell me that you love me cause I need you so much"- śpiewał fragment "Don't go".
Nie chciałam wstawać, chciałam leżeć obok niego, słuchając jak śpiewa.
Uwielbiałam jego głos, uwielbiałam jego tatuaże, uwielbiałam jego osobowość, uwielbiałam spędzać z nim czas, uwielbiałam jego bystre spojrzenie, wszystkie chwile spędzone z nim...
-Wstawajcie gołąbeczki, jedziemy dziś na basen- pieprzył Jordan.
Miałam ochotę mu przywalić, ale tak solidnie.
Musieli wyciągać mnie siłą, ale udało im się. Nienawidzę ich. Poszłam po jakieś rzeczy i zobaczyłam spakowane torby mojej przyjaciółki.
-Przepraszam, wracam do domu. Mama po mnie przyjedzie.
Jak to wraca do domu... Czułam się jakby ktoś wbił mi nóż w plecy, miałyśmy razem spędzić wakacje, my i BMTH. Niestety nie mogłam wpłynąć na jej decyzję, zrobi co uważa za słuszne.
Nie zawracając sobie tym więcej głowy zeszłam na śniadanie. Ten tourbus naprawdę był przestronny.
-Dlaczego Brooke wraca do domu? Wiecie coś na ten temat?- zapytałam chłopaków.
-Nie wiemy, ale może i lepiej- odparł Lee.
Oh, jak miło. Może po części miał rację, ale to moja przyjaciółka. Nawet jeśli miała swoje humory i była czasem nie do zniesienia.
__________________________________________________________
Tym oto sposobem pozbyłam się Brooke, yeah. Mniej osób do ogarnięcia. Miałam zamiar dopisać coś jeszcze, ale no... bywa.
Chciałabym dedykować ten rozdział Marysi. :))) Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię poznałam, przyjeżdżaj do Bydgoszczy^^. Nie mam pojęcia kiedy będzie następny rozdział. Mam pomysły, ale czasem po prostu brakuje mi słów i tej cholernej weny.
Łzy wypełniły moje oczy.
-Wszystko dobrze?- zapytał zatroskany.
Nie było dobrze, jak on tak mógł.
Zdradził mnie... z tą szmatą-Jessicą.
Wziął ode mnie telefon. Gdy zobaczył treść smsa i zdjęcie był równie zdumiony.
-Nie płacz, nie możesz... Nie warto-przekonywał, ale nie potrafiłam tak.
*Oczami Olivera*
Kayla siedziała cały czas w łóżku, wychodząc czasem do łazienki. Nie jadła, więc przynosiłem jej jedzenie. Nie potrafiłem patrzeć na to, jak cierpi, ale nie byłem w stanie tego zmienić.
-We will never sleep 'cause sleep is for the weak- darłem się i wyciągałem ją spod kołdry.
Kiedy mieliśmy koncerty lub nocowaliśmy w hotelu ona siedziała w busie. Nie chciałem, żeby była sama i się smuciła, więc też nocowałem w busie. Zawsze spała na moim łóżku.
-Ile zamierzasz tu siedzieć?- kucnąłem przy łóżku.
Atmosferę psuły tylko fanki, krzyczące, żebym wyszedł, że mnie kochają i inne bzdury.
-Idź do nich, chcę spać.
Kocham moich fanów, przecież dzięki nim się wybiliśmy, ale w takich sytuacjach miałem ich serdecznie dość. Chciałem wyjść, pokazać im środkowe palce i wrócić do Kayli.
Middle fingers up, if you don't give a fuck.
Wyszedłem z busa, aby porozmawiać z fankami i je uspokoić. Rozmową bym tego nie nazwał, ale dostały to czego chciały i uciszyły się. Zapanowała cisza, prawie wszyscy sobie poszli, więc wróciłem do tourbusu. Kayla śpiewała piosenkę, którą chyba sama napisała.
And they say, she's in the class a team. Stuck in her daydream... Been this way since 18. (fragment "the a team" autorstwa Eda Sheerana)
Miała piękny, delikatny głos. Gdy usłyszała moje kroki z szelestem schowała kartkę i przestała śpiewać. Chciała, żebym myślał, że śpi. Nie byłaby znakomitą aktorką.
-Masz piękny głos- szepnąłem pochylając się nad nią.
Panowały egipskie ciemności, ale i tak widziałem łzy spływające po jej policzkach.
Jak mogła płakać przez takiego idiotę, przez nic nie wartego gnojka, który ją zranił.
Następnego dnia zachowywała się jeszcze dziwniej, pojazd chyba jej się znudził.
-Kiedy się zatrzymamy?- wypytywała kierowcę dosłownie cały dzień.
Zatrzymaliśmy się dopiero po 22.
*Oczami Kayli*
-Wysiadamy!- zbawienny krzyk.
Wypełzłam spod kołdry po czym założyłam kaptur na głowę. Łzy spływały mi po policzkach.
-Wszystko w porządku?- zapytał Oliver.
Czy gdyby było "w porządku" to płakałabym teraz? No nie sądzę. Nawet nie miałam pojęcia, że tu siedzi.
Zatrzymaliśmy się przy stacji benzynowej z kafejką i o dziwo toaletą w osobnym budyneczku. Całość wyglądała obskurnie. Budynki pokryte były białą, łuszczącą się farbą.
Weszliśmy do środka przez automatycznie rozsuwające się drzwi. Wiecie, takie wejście smoka. Usiadłam przy stoliku w rogu, z daleka od nich. Nie miałam ochoty nic jeść, więc zamówiłam wodę dla świętego spokoju, abym nie zaschła jak kwiatek, stojący w wazoniku na stole.
I znów poczułam się bezsilnie, a łzy napłynęły mi do oczu. Pobiegłam do toalety w osobnym budyneczku. Oparłam się o ścianę i zsunęłam na podłogę, biorąc kilka głębokich oddechów. Siedziałam tak jeszcze kilka minut do momentu, w którym poczułam się lepiej. Uspokojona poszłam usiąść na parkingu. Było duszno, a asfalt był rozgrzany. Uniosłam głowę w górę i patrzyłam na zachmurzone niebo. Cały parking oświetlała jedna latarnia, pozostałe trzy nie działały. Chwilę później na moją twarz kapnęło kilka kropelek deszczu. Mały, przyjemny deszczyk zmienił się w ulewę, która mieszała się z moimi łzami. Nawet nie zauważyłam, kiedy Oliver usiadł obok mnie i okrył mnie swoją bluzą.
-Nie mogę patrzeć jak cierpisz-ujął moją dłoń-Ten dupek nie był ciebie wart, rozumiesz?
-Nie mów tak-łkałam.
-Jeszcze go bronisz? Gdybym miał taką dziewczynę, nigdy bym tak nie postąpił.
Wtuliłam się w niego, aby poczuć jego ciepło.
-Zamknij się wreszcie-mruknęłam.
-Cała się trzęsiesz, chodź.
Wstałam z jego małą pomocą. Trzymaliśmy się za ręce, stojąc naprzeciwko siebie.
-Obiecaj mi, że nie będziesz więcej przez niego płakać.
Przytaknęłam posłusznie, a on wplótł palce w moje włosy i przybliżył się. Nasze twarze ponownie dzieliły milimetry. Czułam jego ciepły oddech... Jego wargi były ciepłe i słodkie, przeszedł mnie dreszcz. Wydawało mi się, że ta chwila trwała tylko kilka sekund, chciałam więcej i więcej. Potrzebowałam go, cholernie. Wtedy przejrzałam na oczy. Byłam zaślepiona Chrisem, nie zwracałam uwagi na osoby, dla których naprawdę coś znaczę.
Kiedy oddaliliśmy nasze wargi szepnęłam mu do ucha "Kocham Cię".
Uśmiechnął się nonszalancko i znów połączył nasze wargi, lecz tym razem w dłuższym i bardziej namiętnym pocałunku. Byliśmy cali mokrzy, a deszcz nie przestawał padać, jednak to nie miało dla nas znaczenia. Oliver chyba stał się dla mnie kimś więcej. Tyle mi do szczęścia wystarczyło.
Chwilę później rozległy się gwizdy i oklaski. Szczęśliwi chłopcy i mniej zadowolona Brooke przyglądali się nam i wykrzykiwali różne sprośne rzeczy. Oh, z kim ja żyję. Tylko Oliver mógł sprawić, że znów zaczęłam się uśmiechać. Tutaj rozpoczęłam kolejny rozdział swojego życia, w którym nie było miejsca dla Chrisa.
Obudziłam się u boku Olivera.
-"Tell me that you need me cause I love you so much. Tell me that you love me cause I need you so much"- śpiewał fragment "Don't go".
Nie chciałam wstawać, chciałam leżeć obok niego, słuchając jak śpiewa.
Uwielbiałam jego głos, uwielbiałam jego tatuaże, uwielbiałam jego osobowość, uwielbiałam spędzać z nim czas, uwielbiałam jego bystre spojrzenie, wszystkie chwile spędzone z nim...
-Wstawajcie gołąbeczki, jedziemy dziś na basen- pieprzył Jordan.
Miałam ochotę mu przywalić, ale tak solidnie.
Musieli wyciągać mnie siłą, ale udało im się. Nienawidzę ich. Poszłam po jakieś rzeczy i zobaczyłam spakowane torby mojej przyjaciółki.
-Przepraszam, wracam do domu. Mama po mnie przyjedzie.
Jak to wraca do domu... Czułam się jakby ktoś wbił mi nóż w plecy, miałyśmy razem spędzić wakacje, my i BMTH. Niestety nie mogłam wpłynąć na jej decyzję, zrobi co uważa za słuszne.
Nie zawracając sobie tym więcej głowy zeszłam na śniadanie. Ten tourbus naprawdę był przestronny.
-Dlaczego Brooke wraca do domu? Wiecie coś na ten temat?- zapytałam chłopaków.
-Nie wiemy, ale może i lepiej- odparł Lee.
Oh, jak miło. Może po części miał rację, ale to moja przyjaciółka. Nawet jeśli miała swoje humory i była czasem nie do zniesienia.
__________________________________________________________
Tym oto sposobem pozbyłam się Brooke, yeah. Mniej osób do ogarnięcia. Miałam zamiar dopisać coś jeszcze, ale no... bywa.
Chciałabym dedykować ten rozdział Marysi. :))) Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię poznałam, przyjeżdżaj do Bydgoszczy^^. Nie mam pojęcia kiedy będzie następny rozdział. Mam pomysły, ale czasem po prostu brakuje mi słów i tej cholernej weny.
czwartek, 16 maja 2013
Rozdział 5
Po jakże długich prośbach i błaganiach udało mi się namówić dźwiękowca, aby wyprowadził mnie z klubu. Niestety później musiałam sobie radzić sama. Rozmyślałam wiele opcji. Taksówka? Nie mam forsy. Komunikacja miejska? Nie wiedziałam czym dojechać. To może zrobię sobie spacerek? Tak bardzo mi się nie chciało, ale dużego wyboru nie miałam.
-Pomóc w czymś?- chłopak zauważył, że intensywnie się nad czymś zastanawiałam.
Miał ciemne włosy, chyba zielone oczy i słuchawki. Ubrany był w luźną, granatową koszulkę z nadrukiem, rurki z niskim krokiem, a na jego nogach pięknie prezentowały się vansy, których nie lubię. Wyglądał typowo, ale był przystojny.
-Zastanawiam się jak wrócić do hotelu.
-Mogę Cię zawieźć- mrugnął do mnie.
Chciałam zażartować i zapytać, czy na desce, ale to byłoby nie na miejscu. Przecież Luke (jak się później dowiedziałam tak mu na imię) oferował mi swoją pomoc. Owszem to było dość dziwne, ale wsiadłam z nim do samochodu nie przemyślawszy tego. Wiem, że to było niebezpieczne, ale raz się żyje.
Mijaliśmy wieżowce, kolorowe telebimy, jakiś park. Jechaliśmy w ciszy podziwiając pięknie oświetlone ulice.
-Dlaczego zaproponowałeś mi podwózkę?- zapytałam zdecydowanie zaciekawiona i zaniepokojona.
-Żebyś dała mi swój numer- uśmiechnął się nonszalancko, patrząc na drogę.
Poczułam się pewniej. Chłopak wyraźnie nic nie planował, poza tym wyglądał bardzo przyjaźnie i miał piękny uśmiech.
-Czemu się tak na mnie patrzysz?- nie potrafił ukryć swojego zdezorientowania.
-To ty patrzysz się na mnie!- szybko wysunęłam wnioski- Dlatego wiesz, że patrzę się na ciebie.
Dalej jechaliśmy w ciszy, co jakiś czas spoglądając na siebie. Byliśmy prawie u celu, więc poprosiłam chłopaka o telefon, żeby wpisać mu swój numer.
-Jest w kieszeni, wyjmij go sobie- rzucił.
To było dosyć krępująca sytuacja. Prawie jakbym go macała, huh. Spokojnie, to nic takiego. Masz tylko wyciągnąć telefon. Włożyłam rękę do kieszeni i poczułam to, czego szukałam. Następnie jak najszybciej to wyciągnęłam. Uf, mam to już za sobą.
-Masz to, czego chciałeś- oddałam mu telefon i wysiadłam z samochodu.
Już po kilku minutach znalazłam się w hotelowym pokoju. Niestety spokój nie trwał długo, bo do pokoju wparował Oliver. Zaczął wypytywać mnie o różne rzeczy. Jak się tu znalazłam, co się stało, jak się czuję.
-Luke mnie podwiózł- oznajmiłam z uśmiechem na twarzy.
-Kto to do cholery?!- wrzeszczał.
Wytłumaczyłam mu wszystko, ale on nadal krzyczał.
-Coś ci się mogło stać! Dobrze wiesz, że mógł zrobić co tylko chciał.
-Ale nie zrobił, bo jest normalny! Pojmij to wreszcie- wykrzyczałam ostatkiem sił.
Na jego twarzy malowało się przerażenie, smutek, wściekłość i coś jakby poczucie winy. Jakby miał wyrzuty sumienia.
Nie miałam pojęcia co robić. Stałam wpatrując się w niego. Czy ja mam go teraz przeprosić? Powinien się cieszyć, że wszystko w porządku, ale niee. On musi dramatyzować. Kiedy atmosfera trochę opadła wszyscy poszliśmy do pokoju Lee i Matta pograć w butelkę. Wieczór, a raczej noc spędziliśmy bardzo miło.
-Kręcisz Matt!- trafiło na Olivera.
Byłam bardzo ciekawa co wymyśli Nicholls. On był zdolny do wszystkiego.
-Podoba ci się...-zastanowił się spoglądając to na Brooke, to na mnie- Brooke?
-Jest ładna, ale nie znam jej aż tak dobrze- uśmiechnął się pogodnie.
Uwielbiałam jego uśmiech, wyglądał na szczęśliwego, ale coś go trapiło.
Ni stąd ni zowąd dowiedziałam się, że trafiło na mnie. Ironia losu?
-Pocałuj Nichollsa- rzucił pewnie Ollie.
Owszem, zamurowało mnie. Ale jeśli myślał, że sprawi mi to kłopot, to grubo się mylił.
-Jeśli tego chcesz- puściłam mu oczko.
Podeszłam do Matta, nachyliłam się i złączyłam nasze wargi. Początkowo był równie oszołomiony co ja, lecz później poszedł na całość i przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Było całkiem przyjemnie, ale nam przerwali. Zadanie wykonane.
Tym razem ja kręciłam, ale z moim szczęściem znów wypadło na Olivera. Nie musiałam się długo zastanawiać.
-Przeliż się z Brooke- rzuciłam krótko.
Ledwo powstrzymałam się przed wybuchnięciem śmiechem. Jego mina w tamtym momencie była bezcenna. Zastanawiał się chwilę, ale odmówił, a jako fant dał mi swój łańcuszek.
Obudziła mnie czyjaś ręka na mojej nodze. Nie wierzę, że wszyscy tu zasnęliśmy najebani w trzy dupy. Okropnie bolała mnie głowa i chętnie bym sobie jeszcze poleżała, tylko nie tu w tym syfie, upchana wśród wszystkich na twardej i niewygodnej podłodze. Podniosłam się i po cichutku wróciłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i wyszłam się przewietrzyć. Oczywiście nie obyło się bez pytania o drogę do wyjścia. Korytarze były długie, kręte i pięknie przyozdobione. Mnóstwo schodów w dół i w górę. Nagle moim oczom ukazała się winda. Dlaczego wcześniej jej nie zauważyłam?
Kiedy zjechałam w dół odetchnęłam z ulgą. Ten hotel to jeden, wielki labirynt.
Moim oczom wreszcie ukazał się park. Alejki przyozdobione były pięknymi, kolorowymi kwiatami. Wiał lekki, przyjemny wietrzyk. Przechadzałam się alejkami, gdy nagle poczułam czyjeś ręce oplatające moją talię. Gwałtownie się obróciłam, aby przywalić zboczeńcowi w twarz, lecz zamiast tego stałam twarzą w twarz z Oliverem.
-Przepraszam- objął mnie.
Wyglądał tak promiennie i ciągle się uśmiechał. Wiatr rozwiewał jego perfekcyjne włosy. Słyszałam bicie jego serca.
Mijaliśmy wieżowce, kolorowe telebimy, jakiś park. Jechaliśmy w ciszy podziwiając pięknie oświetlone ulice.
-Dlaczego zaproponowałeś mi podwózkę?- zapytałam zdecydowanie zaciekawiona i zaniepokojona.
-Żebyś dała mi swój numer- uśmiechnął się nonszalancko, patrząc na drogę.
Poczułam się pewniej. Chłopak wyraźnie nic nie planował, poza tym wyglądał bardzo przyjaźnie i miał piękny uśmiech.
-Czemu się tak na mnie patrzysz?- nie potrafił ukryć swojego zdezorientowania.
-To ty patrzysz się na mnie!- szybko wysunęłam wnioski- Dlatego wiesz, że patrzę się na ciebie.
Dalej jechaliśmy w ciszy, co jakiś czas spoglądając na siebie. Byliśmy prawie u celu, więc poprosiłam chłopaka o telefon, żeby wpisać mu swój numer.
-Jest w kieszeni, wyjmij go sobie- rzucił.
To było dosyć krępująca sytuacja. Prawie jakbym go macała, huh. Spokojnie, to nic takiego. Masz tylko wyciągnąć telefon. Włożyłam rękę do kieszeni i poczułam to, czego szukałam. Następnie jak najszybciej to wyciągnęłam. Uf, mam to już za sobą.
-Masz to, czego chciałeś- oddałam mu telefon i wysiadłam z samochodu.
Już po kilku minutach znalazłam się w hotelowym pokoju. Niestety spokój nie trwał długo, bo do pokoju wparował Oliver. Zaczął wypytywać mnie o różne rzeczy. Jak się tu znalazłam, co się stało, jak się czuję.
-Luke mnie podwiózł- oznajmiłam z uśmiechem na twarzy.
-Kto to do cholery?!- wrzeszczał.
Wytłumaczyłam mu wszystko, ale on nadal krzyczał.
-Coś ci się mogło stać! Dobrze wiesz, że mógł zrobić co tylko chciał.
-Ale nie zrobił, bo jest normalny! Pojmij to wreszcie- wykrzyczałam ostatkiem sił.
Na jego twarzy malowało się przerażenie, smutek, wściekłość i coś jakby poczucie winy. Jakby miał wyrzuty sumienia.
Nie miałam pojęcia co robić. Stałam wpatrując się w niego. Czy ja mam go teraz przeprosić? Powinien się cieszyć, że wszystko w porządku, ale niee. On musi dramatyzować. Kiedy atmosfera trochę opadła wszyscy poszliśmy do pokoju Lee i Matta pograć w butelkę. Wieczór, a raczej noc spędziliśmy bardzo miło.
-Kręcisz Matt!- trafiło na Olivera.
Byłam bardzo ciekawa co wymyśli Nicholls. On był zdolny do wszystkiego.
-Podoba ci się...-zastanowił się spoglądając to na Brooke, to na mnie- Brooke?
-Jest ładna, ale nie znam jej aż tak dobrze- uśmiechnął się pogodnie.
Uwielbiałam jego uśmiech, wyglądał na szczęśliwego, ale coś go trapiło.
Ni stąd ni zowąd dowiedziałam się, że trafiło na mnie. Ironia losu?
-Pocałuj Nichollsa- rzucił pewnie Ollie.
Owszem, zamurowało mnie. Ale jeśli myślał, że sprawi mi to kłopot, to grubo się mylił.
-Jeśli tego chcesz- puściłam mu oczko.
Podeszłam do Matta, nachyliłam się i złączyłam nasze wargi. Początkowo był równie oszołomiony co ja, lecz później poszedł na całość i przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Było całkiem przyjemnie, ale nam przerwali. Zadanie wykonane.
Tym razem ja kręciłam, ale z moim szczęściem znów wypadło na Olivera. Nie musiałam się długo zastanawiać.
-Przeliż się z Brooke- rzuciłam krótko.
Ledwo powstrzymałam się przed wybuchnięciem śmiechem. Jego mina w tamtym momencie była bezcenna. Zastanawiał się chwilę, ale odmówił, a jako fant dał mi swój łańcuszek.
Obudziła mnie czyjaś ręka na mojej nodze. Nie wierzę, że wszyscy tu zasnęliśmy najebani w trzy dupy. Okropnie bolała mnie głowa i chętnie bym sobie jeszcze poleżała, tylko nie tu w tym syfie, upchana wśród wszystkich na twardej i niewygodnej podłodze. Podniosłam się i po cichutku wróciłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i wyszłam się przewietrzyć. Oczywiście nie obyło się bez pytania o drogę do wyjścia. Korytarze były długie, kręte i pięknie przyozdobione. Mnóstwo schodów w dół i w górę. Nagle moim oczom ukazała się winda. Dlaczego wcześniej jej nie zauważyłam?
Kiedy zjechałam w dół odetchnęłam z ulgą. Ten hotel to jeden, wielki labirynt.
Moim oczom wreszcie ukazał się park. Alejki przyozdobione były pięknymi, kolorowymi kwiatami. Wiał lekki, przyjemny wietrzyk. Przechadzałam się alejkami, gdy nagle poczułam czyjeś ręce oplatające moją talię. Gwałtownie się obróciłam, aby przywalić zboczeńcowi w twarz, lecz zamiast tego stałam twarzą w twarz z Oliverem.
-Przepraszam- objął mnie.
Wyglądał tak promiennie i ciągle się uśmiechał. Wiatr rozwiewał jego perfekcyjne włosy. Słyszałam bicie jego serca.
Can you feel my heart?
-To ja przepraszam, wiem, że to było naprawdę niebezpieczne- musiałam przyznać mu rację- Miałeś mi coś powiedzieć...
Po tych słowach uśmiech zszedł mu z twarzy. Wypuścił mnie ze swoich objęć i schował ręce do kieszeni.
-Jesteś cholernie pociągająca.
Nie potrafiłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.
-Chyba jeszcze nie wytrzeźwiałeś.
-Nie ważne- odszedł ze spuszczoną głową.
Mijały dni i noce. Zatrzymywaliśmy się w różnych hotelach, chodziliśmy na imprezy lub sami je robiliśmy.
-Nadal mam twój łańcuszek- usiadłam na łóżku obok Olivera.
-Jest twój- uśmiechnął się pod nosem.
Za bardzo się od siebie oddaliliśmy, rozmawialiśmy coraz mniej i kłóciliśmy się ze sobą. W zasadzie od pewnego czasu z nikim nie rozmawiał. Bywały wyjątki, kiedy sytuacja wymagała rozmowy.
-Jesteś piękna- patrzył mi w oczy.
Zapanowała lekko melancholijna atmosfera. Mur, który od pewnego czasu tworzył się między nami został w jednym momencie zniszczony.
Przysunął się do mnie, po czym delikatnie odsunął dłonią włosy, które opadły mi na twarz. Wpatrywałam się w niego z zaciekawieniem, był idealny. Powoli zbliżył swoje usta do moich warg. Były takie ciepłe. Po moim ciele przeszedł dreszcz, całkiem przyjemny. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
Później wszystko działo się zbyt szybko.
__________________________________________________
Yeah, napisałam too! Teraz muszę odrobić zadanie z matmy i jeszcze coś.
Zapraszam Was tutaj: http://bringmethehorizonopowiadanie.blogspot.com/
to naprawdę świetne opowiadanie, cholernie inspirujące ♥
CZYTASZ, PROSZĘ SKOMENTUJ NANANA
+ jeśli chcesz być informowany/a o rozdziałach pisz na twittera {@oliverxscott} lub na gg {943994}
Subskrybuj:
Posty (Atom)