wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 2

 Na scenę wbiegli chłopacy. Zajęli swoje miejsca, a Oliver zaczął witać się z fanami i dziękować za przybycie. Już po chwili grali "Shadow Moses".
 To wszystko było takie niesamowite, uczucia z jakimi śpiewał, on się tak cudownie wczuwał.
 Can you tell from the look in our eyes? 
We’re going nowhere 
We live our lives like we’re ready to die 
We’re going nowhere 



Atmosfera była świetna. Tłum fanów tworzył piękną całość, kołysząc się- w zasadzie ruszając się, skacząc i podskakując w rytm muzyki. Co prawda zgniatali mnie z każdej strony tak, że chwilami z trudem nabierałam powietrza, ale warto było. Zauważyłam, że nawet Brooke się wczuła. 

Koncert dobiegał końca...

Can you hear the silence?
Can you see the dark?
Can you fix the broken?
Can you feel...
Can you feel my heart?


Moja ulubiona piosenka z całego albumu.
-"I'm sorry brothers, so sorry lover, forgive me father, I love you mother..."
Przemawiały przez niego emocje, tak bardzo prawdziwe. Wsłuchiwałam się w tę piękną melodię, słowa i jego głos. To wszystko tworzyło idealną jedność. Nie wiem dlaczego, ale po moim policzku popłynęła łza. Te emocje, to miejsce, moje marzenie się spełniło. Nie ważne czy wygram losowanie, czy nie. Ważne, że jestem na tym koncercie. 
-Dziękuję, że jesteście tu z nami- Oliver schował twarz w dłoniach, a po chwili kontynuował- jesteście ciekawi kto wygrał?
Fanki zaczęły piszczeć, co miało chyba oznaczać "tak". Zaczęłam się modlić w myślach, błagałam...
 Gdybym wygrała, byłabym najszczęśliwszą dziewczyną.
-Hmmm-zastanawiał się podczas gdy ja dostawałam palpitacji serca- wybieram numer 184, zapraszam na scenę- uśmiechnął się.
Zaraz, zaraz, czy to jakiś żart?! Wylosował... mój numer. Nie wierzę. Miałam ochotę zacząć piszczeć, płakać, krzyczeć, śmiać się, turlać się po podłodze i wszystko naraz, ale zachowując zimną krew weszłam na scenę ze łzami w oczach. Stałam teraz twarzą w twarz z Oliverem Scottem Sykesem.
-Gratulacje- szepnął- Oto nasza zwyciężczyni!- krzyknął do mikrofonu.
-Um, czekaj- złapałam go za rękę i pociągnęłam w głąb sceny- mogę zabrać ze sobą przyjaciółkę?
-A co będę z tego miał?- przeleciał po mnie wzrokiem i oblizał się.
Czy to była jakaś sugestia? Przygryzłam wargę.
-Będziesz miał dwie zajebiste dziewczyny w tour busie.
-No to widzimy się tu jutro o 12:00- posłał mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
Przytuliłam go i szepnęłam jeszcze krótkie "dziękuję". Schodząc ze sceny zauważyłam, że wszyscy przyglądali się nam cicho z nadzieję, że coś usłyszą. Nic z tego, mikrofon był wyłączony, oh tak mi przykro.
Wróciłam do przyjaciółki i ścisnęłam jej dłoń.
-Jedziesz z nami- powiedziałam podekscytowana. 
Droga do domu minęła w ciszy. Odprowadziłam Brooke i czym prędzej wróciłam do swojego domu.
-Wróciłam!- krzyknęłam, przekraczając próg domu.
Nikt mi nie odpowiedział, więc pobiegłam do salonu. Tak jak myślałam. Mama zasnęła, oglądając jakiś durny serial. 
Krzyknęłam jej do ucha, na co bardzo się zdenerwowała i zaczęła się na mnie drzeć jak opętana. Ledwo ją uspokoiłam, ale udało się. Opowiedziałam jej wszystko i powiedziałam, że to ja wygrałam wyjazd w trasę z nimi. Nie sądziłam, że ucieszy się aż tak, chociaż to całkiem zrozumiałe. Odpocznie od swojej kochanej, uciążliwej, niewychowanej córeczki.
                                                   ~
-Maaaaaaaaaaaaaaaaaaamoooo! Ta walizka nie chce się dopiąć!
-Postaraj się!- krzyknęła nie zamierzając mi pomóc.
-Dzięki za pomoc- mruknęłam, chociaż wiedziałam, że tego nie usłyszy.
Całe szczęście, po około piętnastu minutach byłam spakowana. Jakoś udało mi się zatargać walizki do samochodu.
-No to jedziemy- powiedziała mama, siadając za kierownicą.
 Z Brooke umówione byłyśmy pod klubem, w którym odbył się wczorajszy koncert. Nigdy tego nie zapomnę, to chyba najlepszy czas w moim życiu. Ja, BMTH, sześciomiesięczna trasa, tour bus i... moja przyjaciółka. Ciekawa jestem jej nastawienia, mam nadzieję, że nie zniechęci kapeli i będzie świetnie się bawić razem ze mną. Zaraz, zaraz... A co jeśli to ja wszystko sknocę, przecież jestem do tego zdolna. Oh, błagam, żebym nie popełniła żadnego faux pas.
-Jesteśmy- głos mojej matki wyciągnął mnie z rozmyślań. 
Wypuściłam powietrze, które nieświadomie wstrzymywałam i wysiadłam z samochodu. Jeszcze nikogo nie było, uh. 
Mama bardzo chciała ich poznać, ale obowiązki czekały. Dała mi walizki i pożegnałyśmy się. Dopiero kiedy odjeżdżała zdałam sobie sprawę na jak długi czas się żegnałyśmy. 
Postawiłam walizki i usiadłam na nich bezradnie. Nudziłam się niemiłosiernie, a czas zdawał się dłużyć i dłużyć, gdy nagle zza zakrętu wyjechał bus bring me the horizon. Szkoda, że Brooke jeszcze nie ma. 
______________________________________________________________
Jakiś taki krótki ten rozdział wyszedł :o Myślałam, że będzie dłuższy. Jestem zmęczona ;-;.  Mam nadzieję, że miło Wam się czytało, o.

poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział 1

To już ten dzień, nadal nie mogłam w to uwierzyć.
~30 czerwiec- Birmingham, BMTH godzina:18;30
Ahh, jak dobrze mieszkać w Birmingham, przynajmniej nie muszę nigdzie jechać. 
 Przeciągnęłam się i przetarłam oczy, po czym wstałam z ogromnym uśmiechem na twarzy. Wzięłam orzeźwiający prysznic i nałożyłam na twarz krem nawilżający. 
 Po kilkunastu minutach wyszłam z pokoju w czarnych szortach, koszulce z nazwą mojej ukochanej kapeli 'bring me the horizon' i czarnych zakolanówkach.
W kuchni już czekało na mnie śniadanie.
-Dzień dobry, córeczko- uśmiechnęła się mama.
Odpowiedziałam jej i całą swoją uwagę skupiłam na płatkach z mlekiem. Cały czas zastanawiałam się czy dopisze mi szczęście. "Musisz uwierzyć, musisz Kayla" powtarzałam sobie podświadomie. Wiara jest najważniejsza- zawsze to wszystkim powtarzam. I nie chodzi tu o wiarę w Boga, ale w siebie i swoje możliwości. 
 Po zjedzonym posiłku wróciłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko i odruchowo wzięłam telefon do ręki.
-O, jedna nieprzeczytana wiadomość- mruknęłam do siebie.
Nie, nie jestem chora psychicznie, nie cierpię na rozdwojenie jaźni ani nic takiego. Po prostu uważam, że czasem trzeba porozmawiać z kimś inteligentnym.

Od:Brooke
Rodzice się zgodzili :-)

Zaczęłam piszczeć i skakać po łóżku jakbym miała ADHD. To chyba zrozumiałe, prawda? No bo jak wy byście się czuli na wieść, o tym że wasza przyjaciółka mogłaby wyruszyć w trasę z tobą i BMTH? Hm, tylko czy wylosują mnie? Nie ma innej opcji! 
 Zegar pokazywał godzinę 16:15... Jeny, o której ja się w takim razie obudziłam? No cóż, jak to mówią "szczęśliwi czasu nie liczą". Pobiegłam do łazienki i uczesałam włosy. Następnie zrobiłam lekki makijaż. Zastanawiałam się czy namalować cienkie, czy grube kreski. Grube dodałyby charakteru, a cienkie... Cienkie są po prostu ładne. Ostatecznie wybór padł na cienkie. Spojrzałam w lustro po czym uśmiechnęłam się.
-Musi się udać...
Wyszłam z łazienki i popędziłam na dół założyć buty. Wzięłam pospiesznie torbę, która leżała w przedpokoju już od zeszłego wieczora.
-Idę, cześć!- krzyknęłam.
-Baw się dobrze, córeczko!- odpowiedziała mama.
Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam w kierunku domu Brooke. Było ciepło, a wiatr delikatnie rozwiewał moje włosy.
 Stojąc już przed drzwiami domu Carterów westchnęłam i zapukałam. Czekałam kilka minut przestępując z nogi na nogę aż Brooke łaskawie mi otworzy.
-O cześć, wchodź- jednak otworzył mi brat przyjaciółki, Luke.
-Cześć Luke- uśmiechnęłam się- Jak tam?
-Całkiem dobrze, Brooke jest u siebie- mruknął i wrócił do swojego pokoju.
Nigdy nie był rozmowny, ale żeby aż tak... No nic, jakoś nigdy za sobą nie przepadaliśmy.
Poszłam na górę aż do końca korytarza, w którym znajdowały się drzwi do pokoju dziewczyny.
 Weszłam bez pukania i zastałam przyjaciółkę w samej bieliźnie wyjmującą coś z szafy.
-Co do cho... Ah, to ty- roześmiała się.
Oblizałam usta.
-Dalej, nie mamy całego dnia, musimy tam jeszcze dojść- ponagliłam przyjaciółkę.
Brooke machnęła lekceważąco ręką i wróciła do poszukiwania ubrań.
Czasem naprawdę dziwiłam się, że jeszcze z nią wytrzymuję. Ona jest taka roztrzepana, dziecinna, nie ma poczucia czasu, chwilami zachowuje się jak idiotka i słucha zupełnie innej muzyki niż ja, ale jest także urocza, ciepła, radosna, kochana, szczera... Uwielbiałam przebywać w jej towarzystwie, przy Brooke nie można się ani smucić, ani nudzić. 
 Po kilkunastu minutach wyszłyśmy i ruszyłyśmy w stronę klubu, w którym miał odbyć się koncert. Szyłyśmy wolno śmiejąc się i stając co jakiś czas, aby nachylić się i krzyknąć "dość, brzuch mnie boli od śmiechu, ahahahaha". 
 Po około dwudziestominutowym spacerze stałyśmy pod klubem czekając na wejście. Tłumy fanek już piszczały.
-Umrę tu- mruknęłam jakby do siebie.
Kiedy tak sobie stałyśmy w kolejce podeszła do nas dziewczynka. Wyglądała na jakieś 14 lat, może 15 i zapytała się czy w razie potrzeby będziemy udawały jej opiekunki. Zgodziłyśmy się bez namysłu. Przecież każdy ma prawo spełniać swoje marzenia.
-Będziesz musiała uważać, żeby nie zgniótł cię ten dziki tłum- zaśmiałam się.
Jessica- bo tak miała na imię, także się zaśmiała i zaczęła opowiadać jak bardzo ich uwielbia, i jaki to Ollie jest zabawny, śliczny, kochany... Zaczynała przynudzać, przecież wiem jaki on jest.
 Przyszła nasza kolej. Stałyśmy przed dość dużym i dobrze zbudowanym ochroniarzem, który bez zastanowienia przepuścił dziewczynkę, a później nas. Dostałyśmy kartki z numerkami.
-Mam 184!- krzyknęłam, żeby przyjaciółka mnie usłyszała.
Dziewczyny już piszczały i wszyscy przepychali się, aby być jak najbliżej sceny.
-Ja 185- mruknęła bez entuzjazmu Brooke.
Zdenerwowała mnie. Wyglądała jakby robiła mi jakąś łaskę, czy coś w ten deseń. Myślałam, że będzie się chociaż uśmiechać, ale nie. Jej w głowie tylko pop i spokojne koncerty nastoletnich gwiazdek. Niby nie takie spokojne, ale o wiele spokojniejsze od tych, w których ja gustuję.
 Udało nam się dojść jak najbliżej sceny. Byłyśmy obolałe i poobijane. Tak, już możecie bić nam brawo. 
Spojrzałam przed siebie- scena, mikrofon, perkusja...
Wszystko czekało na kapelę.
Czyżby nasze gwiazdki się spóźniały?- zażartowałam w myślach.
____________________________________________________________
No cóż, mi też możecie bić brawo, udało mi się to napisać!
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY/A O NOWYM ROZDZIALE PISZ DO MNIE NA TWITTERZE (@oliverxscott)