poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 8

*Oczami Kayli*
Zmęczeni wróciliśmy do busa. Pierwsze co zrobiłam to pójście na górę i rzucenie się na łóżko razem z Oliverem. Tak wygodnie...
-Jutro nocujemy w hotelu- powiedział niejednoznacznie.
-Daruj już sobie-odparłam zmęczona. 
Mówił coś jeszcze, ale już go nie słuchałam. Znalazłam się w swoim magicznym świecie, pełnym jednorożców, tęczy, małych króliczków i całego tego gówna. Zbierałam z nimi kwiatuszki na wianuszek, biegałam po łące z Oliverem... Boże, on jest wszędzie. To całkiem słodkie, ale przerażające. Nie dość, że widzę go cały dzień to jeszcze mi się śni. Kiedyś to było moje marzenie... Być z nim, mieć go przy sobie, ale to jest czasem męczące.
Obudził mnie dźwięk wydobywający się z mojego telefonu. "Antivist"... Miałam ochotę cisnąć telefonem w ścianę, podłogę, Olivera, czy kogokolwiek, kto znalazłby się w polu rażenia. Niechętnie spojrzałam na wyświetlacz. Zdziwiona odrzuciłam, nie miałam pojęcia o co chodzi.
-Kto dzwonił?-zapytał pół przytomny Sykes.
-Chris.
Sama nie mogłam w to uwierzyć, bo niby po co miałby do mnie dzwonić? Po chwili dostałam smsa i już wiedziałam. 

OD: CHRIS
A ty już się puszczasz? No proszę, szybka jesteś. 

Ah, a więc dzwonił tylko po to, żeby mi nawrzucać jaka ze mnie szmata, bo jestem z Oliverem? Nie chciałam odpisywać, ale jednak odpisałam. 

DO: CHRIS
Nie tak szybka jak ty ;)

-Daj mi ten telefon do kurwy nędzy- warknął Oliver. 
Podałam mu go posłusznie. Wiedziałam co chce zrobić, jednak sądzę, że to tylko sprowokuje Chrisa. 
 Leżałam obok Olivera i prawie płakałam ze śmiechu. Kazałam mu zrobić na głośno mówiący jak ten gnojek odbierze.
-Czego chcesz suko?-usłyszałam jego głos. 
-Jeszcze raz ją obrazisz skurwielu, to uwierz mi, że przyjadę i ci wykurwię. 
Chyba nigdy nie widziałam go tak wkurzonego. 
-Jesteś nic nie wartym dupkiem, zraniłeś ją-kontynuował. 
-Pierdolę ją-warknął Chris, wiedziałam, że w tym momencie się uśmiecha. 
-Tylko ja ją mogę pierdolić. 
-Tak jak każdą swoją dziwkę?
Widziałam, że go to zabolało... Chris trafił w dziesiątkę. Wiedziałam, że Oliver żałuje wszystkich swoich błędów. Prawda go zabolała. 
Rozłączył się i oddał mi telefon, chowając głowę pod poduszkę. Nie wiedziałam co mu powiedzieć, przecież każdy popełnia błędy. Jednak nie widziałam osoby, która żałowałaby tego bardziej od niego. Całe swoje życie uciekał przed prawdą, ale ktoś musiał mu przypomnieć. Znałam jego przeszłość, ale nie interesowała mnie ona. 
-Co mu jest?-zapytał Jordan.
-On cierpi.
Można to wywnioskować po jego piosenkach, jego oczach... Całe jego życie było i jest cierpieniem. Boli mnie, że nie mogę mu pomóc... Choćbym nie wiadomo jak się starała, to on musi pogodzić się z prawdą, musi zapomnieć o tamtych błędach. Musi wybaczyć sam sobie.
-Już wystarczająco zmieniłaś jego życie. Nie zrobisz dla niego nic więcej, teraz jego kolej. 
To prawda, teraz on musiał zmienić swoje życie, zaakceptować je. 
Ktoś mógłby pomyśleć, że ma wszystko. Talent, pieniądze, fanów, przyjaciół, może robić co tylko chce. Nic bardziej mylnego. Cały ten czas czekał na kogoś, kto zawróci mu w głowie. Kogoś, kto da mu powód by żyć.
-Stary, no dalej! Za chwilę będziemy w hotelu- krzyknął Nicholls.
Kiedy tak myślałam o tym, że to ja mogę być tą osobą łzy napływały mi do oczu i nawet nie zauważyłam kiedy Oli postanowił wstać.
-Nie jesteś suką, nie jesteś dla mnie kolejną dziwką. Rozumiesz? Nigdy nie będziesz, jesteś najważniejszą osobą w moim pokurwionym życiu- powstrzymywał łzy. 
Nie chciał pokazywać, że jest słaby, ale był. Cały czas żył przeszłością. Nie chciałam już wracać do tematu, więc po prostu poszłam ogarnąć się do łazienki. Usiadłam na zimnych kafelkach i schowałam twarz w dłoniach, głęboko oddychając. Czasem myślałam, że nie pasujemy do siebie, że nie uda nam się. Może nie jest nam to pisane, ale chyba zdecydowałam. Ja potrzebuję jego, a on mnie. Jesteśmy dla siebie jak powietrze, gdyby nie on nie mogłabym oddychać. 
-Kayla! Wszystko w porządku? Jesteśmy na miejscu- dobijał się Sykes.
-Wszystko dobrze, już idę. 
 Hotel, w którym się zatrzymaliśmy był... Nie wiem jak go określić. Zbyt prymitywny, malutki. Po prostu nie spodziewałam się czegoś takiego, nie po Oliverze, który lubi wygodę i luksus. 
Wnętrze budynku było bardzo minimalistyczne, całkiem ładne. Wszystko było takie jasne i czyste. Postanowiliśmy, że będę miała pokój z Oliverem, a chłopcy wzięli jeden duży dla siebie. Ich drzwi były na przeciwko naszych, więc na spokojną noc nie było co liczyć. 
Było już po południe, więc musieliśmy jechać od razu na próby. Wolałabym, żeby koncert był jutro, wtedy Oliver mógłby zebrać trochę więcej sił. Nigdy nie widziałam, żeby śpiewał bez uczuć. Na odwal, byle to skończyć. Nie potrafiłam na to patrzeć.
-Zaśpiewaj to porządnie. Wczuj się, włóż w to całe swoje serce, dla mnie... Proszę -stanęłam przed nim. 
Złapał mnie za rękę, dając mi tym do zrozumienia, że mam stać właśnie w tym miejscu i spojrzał w oczy. Zaczął śpiewać poszczególne fragmenty "Don't go". 


"I was raised in the valley
There was shadows of the death

Got out alive but with scars I can't forget"
"God forgive me for all my sins
God forgive me for everything"
"Don't go
No I can't do this on my own"
"If I let you in
You'll just want out
If I tell you the truth
You'll fight for a lie"

Dał z siebie wszystko. Wybór tej piosenki nie był przypadkowy, on znów się tym wszystkim zadręczał. Znów wrócił do przeszłości. Martwiłam się o niego, ale nie chciałam mu tego mówić, bo znów by się obwiniał. Ludzie myśleli, że jest taki twardy, pozbawiony uczuć, z kamiennym sercem, ale on wcale taki nie jest. Jest zupełną przeciwnością tego, co o nim myślą. 
Później odbyła się próba generalna już w klubie, na scenie. Nim się obejrzeliśmy trzeba było kończyć próbę i przygotowywać się już do samego koncertu. Siedziałam za sceną z Oliverem i podnosiłam go na duchu. Powtarzałam w kółko, że wierzę w niego. On obiecał, że da z siebie wszystko, że zrobi to dla mnie. Kiedy mi to obiecywał na jego ustach gościł uśmiech, nie wymuszany. Taki szczery, prawdziwy.
Nadszedł czas. Musieli wyjść na scenę i zrobić niezły bajzel. Stanęłam w najbardziej niewidocznym miejscu sceny i przyglądałam się temu wszystkiemu.  W pewnym momencie mogłoby się zdawać, że Sykes zapomniał o tym wszystkim. Robił to co kochał, oddał się temu w pełni. Ale później wydarzyło się coś niesamowitego. 
W połowie "And the snakes start to sing" upadł na podłogę. Widziałam lśniące łzy w jego oczach. Nikt nie wiedział co się stało. Ludzie przyglądali się temu z zapartym tchem, aż wreszcie odezwał się...
-Przepraszam- mówił przez łzy- Nie, nie dam rady... Chcę, żebyście posłuchali czegoś, co napisała Kayla, najważniejsza osoba w moim życiu.

If my red eyes don't see you anymore and I can't hear you through the wide noise. Just send your heart beat, I'll go to the blue ocean floor. Where they'll find us no more.
(Justin Timberlake-Blue ocean floor)

Skąd... On to miał?
Zaśpiewał to perfekcyjnie. Kiedy już skończył wypuścił mikrofon z rąk. Klęcząc na podłodze schował twarz w dłoniach, jakby chciał ukryć łzy, które wszyscy już widzieli. Nie mogłam stać bezczynnie i się temu przyglądać. Podbiegłam do niego i objęłam, szepcząc, że wszystko jest już dobrze.
Ludzie przyglądali się temu dokładnie, dziewczyny tuż przy scenie piszczały i zakrywały dłonią usta, jakby były bardzo zszokowane. Niektórzy pewnie myśleli, że to jakieś żarty, a ludzie z tyłu się przepychali. 
Złapałam go za rękę i zeszliśmy ze sceny. Gdy już byliśmy sami mogłam się wyładować.
-Miałeś dać z siebie wszystko do cholery?! A zjebałeś koncert! Oliver, obudź się wreszcie, żyjemy w teraźniejszości. Przeszłość się nie liczy!-wydzierałam się na niego. 
Nie powinnam tego robić, ale byłam nieźle wkurzona.
-Dałem z siebie wszystko- mruknął i wyszedł tylnym wyjściem. 
Pobiegłam za nim. Naprawdę żałowałam, że tak na niego nakrzyczałam. Chciałam go przeprosić, ale nie zdążyłam. Jakby czytał mi w myślach.
-Nic się nie stało... Masz rację, powinienem zapomnieć o przeszłości, ale to nie takie proste. Teraz, kiedy mam ciebie powinienem skupić się na tobie, na tym co dzieje się teraz. Mogę być wreszcie szczęśliwy- uśmiechnął się.
Wrócił silny Oliver, wrócił mój Oliver. Mimo wszystko ten koncert był chyba najlepszym ze wszystkich, które zagrali dotychczas. Był prawdziwy, najbardziej prawdziwy ze wszystkich. Byłam z niego cholernie dumna. 
____________________________________________________________
Niewiarygodne. Pierwszy raz tak szybko napisałam rozdział, co? Możecie być dumni. Pozdrowienia i ogrooomne podziękowania dla , która czekała chyba najbardziej haha. Dziękuję za spamik i popędzanie mnie, które w gruncie rzeczy mnie zmotywowało :) ♥ 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ (tak, będę wam rozkazywać XD) Mam nadzieję, że Wam się podobało, jeśli chcecie być informowani to piszcie xx


niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 7

-Tam są damskie szatnie-pokazał Oliver.
-Będę się czuć samotnie-mruknęłam, a on mnie objął.
-Dobra, dość. Widzimy się na basenie-powiedział Nicholls. 
 Ruszyłam w stronę szatni, mijając przy tym grupki dziewczyn. Tylko ja szłam sama. Zaczynało brakować mi Brooke. Szybko przebrałam się w czarny dwuczęściowy strój kąpielowy, którego tak bardzo nie lubiłam. Odkrywał za dużo mojego ciała. Chciałabym móc zapomnieć o tych pieprzonych kompleksach i dobrze się bawić.
 Chłopcy stali przy jacuzzi. Gdy stanęłam przed nimi wyglądali, jakby zobaczyli ducha.
-Nono-zagwizdał Matt.
Siedzieliśmy w jacuzzi i rozmawialiśmy. Oliver non stop oglądał się za dziewczynami. Biegaliśmy od zjeżdżalni do zjeżdżalni, a on nadal to robił.
-Umów się z nią-nie wytrzymałam.
Byłam na niego wściekła. Zachował się jak dupek. Interesowały go tylko cycki i tyłki innych lasek.
-O co ci chodzi?-zapytał pretensjonalnie.
-Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi!-wydarłam się na niego. 
-Nie zgrywaj takiej zimnej suki.
Właśnie wchodziliśmy po schodkach, aby zjechać z najszybszej i największej zjeżdżalni. Omal nie spadłam, ale udałam, że tego nie słyszałam.
 Nie sądziłam, że kiedykolwiek powie mi coś takiego. Może myliłam się co do niego. 
Chłopacy wykłócali się kto zjedzie pierwszy. "Ja pojadę!", "Nie, ja!", "Spierdalaj, ja!" to było nie do wytrzymania. Jak dzieci.
-Zamknijcie się, ja pojadę.
Bałam się. Ta zjeżdżalnia była czarna, kręta, długa, szybka i na dodatek panował w niej mrok.
Złapałam się szczebla i czekałam aż zapali się zielona lampka.
-Zjechać z tobą?-mrugnął do mnie Oli. 
-Wolę zjechać sama i się utopić, niż jechać z tobą.
To był cios poniżej pasa. Zaniemówił... Patrzył na mnie tymi brązowymi oczami. Mogłam tego nie mówić.
Zielona lampka, odepchnęłam się od szczebelka i nastała ciemność. 
Po chwili poczułam jak czyjeś ręce obejmują mnie w talii. 
-Oli...-nie dałam rady dokończyć, bo zachłysnęłam się wodą.
-Przepraszam-szepnął mi do ucha.
Bałam się zakrętów, były ostre i szybkie. Oliver obiecał, że jestem z nim bezpieczna i nie mam się bać, więc uspokoiłam się. Jego obecność tak na mnie działała. 
Światło, a po chwili zderzyliśmy się z taflą wody. Zaczęłam się krztusić, a w nosie miałam mnóstwo chloru. Okropnie piekły mnie oczy. 
Zanim się obejrzałam Oliver wyniósł mnie na brzeg. Nie, on nie jest chujem. To jednak mój Oliver, nie pomyliłam się.
-Kochanie... Otwórz oczy- mówił, potrząsając mną delikatnie- Kayla, nie żartuj sobie ze mnie. 
Powoli otworzyłam oczy, które okropnie piekły i pewnie były zaczerwienione. Oli pochylał się nade mną, a z jego mokrych włosów spływały zimne krople wody. Prosto na moją twarz. 
-Ol...-nie zdążyłam dokończyć, bo jego wargi spoczęły na moich. 
Znów ten słodki smak... 
*Oczami Olivera*
Dlaczego ja najpierw robię, a dopiero później myślę? Jeśli będę tak robił dalej mogę stracić najważniejsze osoby. Osoby, które mnie inspirują, trzymają mnie tu-na ziemi. Dzięki nim jestem kim jestem. Może znam ją krótko i to "tylko fanka", może dla niektórych to szaleństwo, ale byłbym w stanie zrobić wszystko, żeby mieć ją zawsze przy sobie. Stała się nieodłączną częścią mojego życia. Jej zapach, jej smak, jej głos... To jak mówi, jak się denerwuje, jak się porusza. Wszystko w niej jest takie niesamowite. 
-Chcę, żebyś była ze mną. Zawsze...
-Jestem twoja- zaśmiała się uroczo. 
Mimo jej zapewnień bałem się, że ktoś mi ją odbierze. Ona pewnie czuła to samo, ale ja dawałem jej powód. Sprawiłem, że poczuła się źle.
Wokół nas zaczął tworzyć się niezły tłum, więc odsunąłem się od niej i pomogłem jej wstać. Znalazły się także nasze fanki, czyli nieodłączna część wyjścia w miejsce publiczne.
-Kocham Cię i nic, ani nikt tego nie zmieni- powiedziałem i poszliśmy do szatni. 
Przebrałem się najszybciej jak to tylko możliwe, żeby móc ją znów zobaczyć, ale nie było jej przy wyjściu. Postanowiłem mimo wszystko pójść do damskiej szatni, konsekwencje się nie liczyły. Wszystkie dziewczyny, które mijałem pośród tego labiryntu szafek patrzyły na mnie ze zdziwieniem i przerażeniem. Nie ważne, w końcu znalazłem to, czego szukałem. Niestety już się pakowała. Może gdybym przyszedł wcześniej zobaczyłbym coś więcej, nie żeby coś. 
-Oliver?!-krzyknęła zaskoczona. 
-Niespodzianka-zaśmiałem się. 
Złapałem ją za rękę i wyszliśmy na zewnątrz czekać na pozostałych. 
-Tak właściwie to gdzie teraz idziemy?- zapytała.
-Do pizzerii!- wykrzyczał Matt. 
-Wreszcie jesteście-mruknąłem. 
 Jakiś czas później doszliśmy do pizzerii. Nie wierzę, że przeszedłem taki kawał, bo Matt miał ochotę na pizze. Oprócz nas w lokalu siedziała jedna para, rodzina z nieokrzesanymi dziećmi i grupka studentów. Zajęliśmy więc stolik pod oknem. 
-Co podać?- zapytała kelnerka. 
Oczy Nichollsa się zaświeciły i zaczął recytować zamówienie jakby było wierszem, który zna na pamięć.
Jedliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się głośno. Parę razy zwrócono nam uwagę, ale olaliśmy to zupełnie. 
-Przepraszam na chwilkę- Kayla udała się do toalety.
Wstałem chwilę po niej i ruszyłem jej śladem. Suszyła już ręce- w samą porę.
Nie zdążyła nic powiedzieć, bo zacząłem ją namiętnie całować. Przywarłem ją do ściany, nie pozwalając jej się odezwać. Byliśmy dla siebie stworzeni, idealnie do siebie pasowaliśmy.
-Pragnę cię. Tu i teraz-szepnąłem jej do ucha.
Posadziłem ją na blacie zlewu. Całowałem ją, zdejmując jej koszulkę 
-Ja ciebie też, ale nie tu. 
Tak blisko, już prawie. 
-Dziewczyno, nie rozumiesz, że jestem napalony i chcę cię tu, natychmiast?!
-Każdy tu może wejść! Nie tutaj, proszę.
I jakby na jej zawołanie do łazienki weszła jakaś kobieta, ale wyszła czym prędzej speszona. 
Odpuściłem sobie i wróciłem do stolika, po chwili wróciła także Kayla.
Usiedliśmy na swoich miejscach jak gdyby nigdy nic, ale wiedziałem o czym myśleli chłopcy. 
___________________________________________________________
Wróciłam po krótkiej przerwie. Przepraszam, że tak długo pisałam, ale albo szkoła, albo znajomi, albo po prostu brak weny. Pochwalę się, że mam już napisany epilog tego opowiadania, ale zanim go opublikuję minie trochę czasu :) JEŚLI CI SIĘ SPODOBAŁO SKOMENTUJ! BARDZO ZALEŻY MI NA TWOJEJ OPINII. + co chcielibyście, aby wydarzyło się dalej? xx