-Siedzisz na moim łóżku.
Jakbym gdzieś już to słyszała... Tak, słyszałam to dokładnie w tym busie, ale nie na tym łóżku. Jestem pewna, że to nie to łóżko. Tamto było Olivera, a to... Jest kogoś innego.
Podniosłam głowę.
-Oh, Lee- zachichotałam roztargniona- Przepraszam, nie to łóżko.
-Łóżko Olivera jest tam- pokazał.
-Lee... Przecież wiesz, że nie o jego łóżko mi chodzi.
Powiedziałam, jakby to było takie oczywiste. No bo przecież było. Wiedział co się stało, widział, że nie rozmawiamy.
Kiedy... Kiedy spojrzałam na łóżko mojego chłopaka. Byłego chłopaka, szybko poprawiłam się w myślach, wszystkie wspomnienia wróciły. Spędziliśmy tam razem cudowne chwile, zbliżyliśmy się do siebie...
-Kayla, wszystko w porządku?- głos Malii wyrwał mnie z zamyślenia- Nie płacz, dlaczego płaczesz?
Dopiero wtedy zorientowałam się, że po moich policzkach spływały pojedyncze łzy. Wywołane tymi okropnymi wspomnieniami.
-Tak, wszystko dobrze. Które łóżko należy do Nichollsa?- zapytałam obojętnie.
Chłopak pokazał mi to, co chciałam i przeprosił. Tłumaczył jeszcze chwilkę, że zapomniał i nie chciał mnie zasmucić. Później zbiegł na dół i jedyne co usłyszałam to coś w stylu;
-Stary, ej Matt!- tutaj już nic nie usłyszałam, jakby Lee specjalnie mówił ciszej.
-COOOOOO?! ŻARTUJESZ!- radosny okrzyk Nichollsa, ciekawe co Malia mu powiedział.
Siedziałam na jego łóżku, a pojedyncze łzy nadal spływały mi po policzkach. To nie było takie łatwe, kiedy na przeciwko stało łóżko, z którym wiązało się tyle wspomnień. Słyszałam już kroki przyjaciela, a po chwili poczułam jak siada obok mnie i obejmuje.
Nic nie mówiąc po prostu wtuliłam się w jego koszulkę. Nie poczułam tego "czegoś" co czułam jak przytulałam Olivera, ale to nie ważne. Matt był mi teraz najbliższy, wspierał mnie i starał się zrozumieć. Nie ważne, czego chciałam, on zawsze starał się mi dogodzić, żeby tylko zobaczyć uśmiech na mojej twarzy.
-Coś się stało, chcesz coś?- miał taki łagodny głos.
-Chcę tylko, żebyś tu ze mną posiedział. Możesz?
Chłopak oczywiście został i próbował odciągać myśli od wspomnień. W tym busie roiło się od wspomnień, ale powinnam wziąć się w garść.
Teraz zagramy w moją grę, teraz on będzie cierpiał.
Nastał kolejny dzień, później kolejny i kolejny, a ja zaczynałam wprowadzać mój plan w życie. Powoli... żeby nikt nie zauważył, że coś się dzieje.
Większość czasu spędzałam z Mattem, ewentualnie resztą zespołu, ale jak najdalej od Olivera. Czasem po koncertach fani zapraszali nas na imprezy, na które zazwyczaj chodziłam z kimś z bandu.
Chciałam pokazać, że za nim nie tęsknię. Rzeczywistość niestety była trochę inna, najchętniej bym go przytuliła. Jednak mimo to chciałam się na nim zemścić.
-Dziś oni idą imprezować, a dla nas przygotowałem coś innego- rzucił Nicholls.
Wszystkie oczy skierowały się prosto na mnie i Matta.
-Nas?- pisnęłam uradowana.
-Was?- zapytał rozwścieczony, a zarazem smutny Oliver.
Naprawdę byłam ciekawa co przygotował Matt, ale wcale nie musiałam długo czekać, żeby się dowiedzieć.
Matthew zawiązał mi na oczach jakiś szal, żebym nic nie widziała. Szliśmy dość długo, kilka razy prawie się przewróciłam, ale Nicholls trzymał mnie za rękę. Nie wiem, czy to co robiłam było w porządku...
Wiał lekki i przyjemny wiatr, szło się całkiem przyjemnie. Niestety nie należałam do osób cierpliwych i cały czas dopytywałam dokąd idziemy, czy to jest daleko, czy mogę zdjąć szal i tym podobne. Jak on to wytrzymywał.
-JESTEŚMY!-usłyszałam zbawienny okrzyk przyjaciela.
Szybko zrzuciłam szal. Byłam bardzo podekscytowana i ciekawa, ale to co zobaczyłam... No cóż, trochę mnie zdziwiło.
Staliśmy przed drabinką prowadzącą na górę jakiegoś budynku z czerwonej cegły.
-O co chodzi?-zapytałam nie ukrywając zdziwienia- Po cholerę mnie tu przyprowadziłeś?
-Chodź na górę.
Co? Mam wejść na górę? Po tej drabince? Spojrzałam w górę, budynek był dość wysoki... A co jeśli spadnę? Zakręciło mi się w głowie. Nie ma opcji, żebym tam weszła...
Ta, jasne. Po kilku minutach wysłuchiwania błagania Matta postanowiłam spróbować. Było trochę strasznie, ale fajnie. Wiedziałam, że nie spadnę, bo perkusista wchodził za mną. W razie czego ewentualnie spadlibyśmy oboje.
Gdy udało nam się wejść na górę rozejrzałam się. Widoki były przepiękne, niebo przepełniały migające gwiazdy. Mogłabym wpatrywać się w nie wiecznie, ale coś odciągnęło moją uwagę od tego. Mianowicie koc, świeczki i pizza. O co tu chodziło?
-To chyba nielegalne-zaśmiałam się.
-Jebać to, po prostu żyj.
W tamtym momencie byłam szczęśliwa, zapomniałam o tym co działo się w ostatnim czasie, zapomniałam o Oliverze.
Tylko my, rozgwieżdżone niebo i pizza.
Jak się okazało chwilę później nie zabrakło także alkoholu. Zaczęliśmy od wina, a skończyliśmy na wódce. Chyba.
Nie myśleliśmy o niczym, o tym całym gównie. Po prostu żyliśmy. Dlaczego tak nie może być zawsze?
-Więc dlaczego to robisz?- zapytał, kiedy opadliśmy na beton.
-Robię co?- patrzyłam w gwiazdy.
-Ranisz Olivera, zwodzisz mnie, nas wszystkich. Dlaczego w ogóle wciągasz mnie w to gówno?
-Bo cię kocham- zaśmiałam się lekko podpitym głosem.
-Nie prawda, wmawiasz to sobie. Chcesz zapomnieć, prawda?
Podniosłam się i spojrzałam mu w oczy. Myślał nad czymś. Były jakby nieobecne. A co, jeśli miał rację? Może popełniam właśnie błąd... Może jeden z tych, których będę żałować do końca życia?
Przybliżyłam się do niego i złączyłam nasze wargi w pocałunku. Na początku Nicholls nie reagował, ale już po chwili nie mógł się ode mnie oderwać.
-PRZESTAŃ!-odepchnął mnie, a ja uśmiechnęłam się pod nosem- Jesteśmy tylko przyjaciółmi, nie chcę cię stracić, dobra?
-Jasne, przepraszam.
Moje oczy wypełniły się łzami. Dlaczego nie mogę zapomnieć, dlaczego nie potrafię mu wybaczyć?
Zaszłam z drabinki najszybciej jak potrafiłam i pobiegłam przed siebie, zostawiając za sobą problemy, przeszłość i Matta. Po prostu biegłam. Po chwili znalazłam się na ulicy pełnej klubów, ludzi i świateł, które raziły mnie w oczy. Mimo wszystko biegłam. Do czasu aż na kogoś wpadłam.
-Zostaw mnie! Puszczaj ty jebany zboczeńcu!-płakałam i próbowałam wyrwać się z objęć potencjalnego zboczeńca.
-Kayla, haha- chłopak nie mógł opanować śmiechu.
Skądś znałam ten śmiech. Uniosłam głowę, żeby zobaczyć jego twarz.
-Jordan! Co ty tu robisz?-rozejrzałam się w okół- Co wy tu robicie?
-Właśnie zmienialiśmy miejscówkę- uśmiechnął się Kean.
-Nie miałaś być z Mattem?- zapytał Oliver.
-Nie twój interes-samotna łza spłynęła po moim policzku.
-Czy on... Czy ten skurwiel chciał ci coś zrobić?! Dobierał się do ciebie?!
-Uspokój się- mruknął Fish i przycisnął mnie do siebie.
W sumie chętnie poszłabym z nimi do jakiegoś klubu, ale postanowili, że wrócimy do hotelu. To chyba nie był taki zły pomysł, dawno nie czułam się tak zmęczona. Naprawdę chciałam spokoju, chciałam tylko zasnąć, czy to tak wiele? Oczywiście.
Przed wejściem do hotelu stał Matt.
-Co ty odpierdalasz?! Rujnujesz zespół, rujnujesz jego-wskazał na Olivera- rujnujesz nas!
Takie słowa z ust przyjaciela cholernie bolą.
Pobiegłam do swojego pokoju i zakluczyłam drzwi. Dlaczego nie może zacząć się znów układać.
Po chwili rozległo się głośne pukanie do drzwi. Nie dadzą mi ani chwili spokoju.
-Kimkolwiek jesteś: idź sobie!
Jednak pukanie nie ustawało. Coraz głośniej i bardziej natarczywie.
Czułam się i pewnie wyglądałam jak zombie, ale podeszłam i otworzyłam drzwi.
Jordan. Stał naprzeciwko mnie i uśmiechał się wesoło. Gdy zobaczył łzy w moich oczach od razu mnie przytulił.
-Nie chcę cię zrujnować, nie chcę zrujnować was...
-Nie zrujnujesz, tylko tu zostań.
_______________________________________________________
Tadaaam! Jest rozdział, ostatkami weny udało mi się dokończyć.
Jak podoba Wam się nowy nagłówek? *O* Ja uważam, że jest absolutnie
fantastyczny! A to dzięki komu? Dzięki mojej kochanej @shouldsaidno! ♥
A co myślicie o rozdziale? Chcieliście Rybka, bo tak bardzo go kochacie
NO TO PROSZĘ BARDZO ♥ xx