To już ten dzień, nadal nie mogłam w to uwierzyć.
~30 czerwiec- Birmingham, BMTH godzina:18;30
Ahh, jak dobrze mieszkać w Birmingham, przynajmniej nie muszę nigdzie jechać.
Przeciągnęłam się i przetarłam oczy, po czym wstałam z ogromnym uśmiechem na twarzy. Wzięłam orzeźwiający prysznic i nałożyłam na twarz krem nawilżający.
Po kilkunastu minutach wyszłam z pokoju w czarnych szortach, koszulce z nazwą mojej ukochanej kapeli 'bring me the horizon' i czarnych zakolanówkach.
W kuchni już czekało na mnie śniadanie.
-Dzień dobry, córeczko- uśmiechnęła się mama.
Odpowiedziałam jej i całą swoją uwagę skupiłam na płatkach z mlekiem. Cały czas zastanawiałam się czy dopisze mi szczęście. "Musisz uwierzyć, musisz Kayla" powtarzałam sobie podświadomie. Wiara jest najważniejsza- zawsze to wszystkim powtarzam. I nie chodzi tu o wiarę w Boga, ale w siebie i swoje możliwości.
Po zjedzonym posiłku wróciłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko i odruchowo wzięłam telefon do ręki.
-O, jedna nieprzeczytana wiadomość- mruknęłam do siebie.
Nie, nie jestem chora psychicznie, nie cierpię na rozdwojenie jaźni ani nic takiego. Po prostu uważam, że czasem trzeba porozmawiać z kimś inteligentnym.
Od:Brooke
Rodzice się zgodzili :-)
Zaczęłam piszczeć i skakać po łóżku jakbym miała ADHD. To chyba zrozumiałe, prawda? No bo jak wy byście się czuli na wieść, o tym że wasza przyjaciółka mogłaby wyruszyć w trasę z tobą i BMTH? Hm, tylko czy wylosują mnie? Nie ma innej opcji!
Zegar pokazywał godzinę 16:15... Jeny, o której ja się w takim razie obudziłam? No cóż, jak to mówią "szczęśliwi czasu nie liczą". Pobiegłam do łazienki i uczesałam włosy. Następnie zrobiłam lekki makijaż. Zastanawiałam się czy namalować cienkie, czy grube kreski. Grube dodałyby charakteru, a cienkie... Cienkie są po prostu ładne. Ostatecznie wybór padł na cienkie. Spojrzałam w lustro po czym uśmiechnęłam się.
-Musi się udać...
Wyszłam z łazienki i popędziłam na dół założyć buty. Wzięłam pospiesznie torbę, która leżała w przedpokoju już od zeszłego wieczora.
-Idę, cześć!- krzyknęłam.
-Baw się dobrze, córeczko!- odpowiedziała mama.
Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam w kierunku domu Brooke. Było ciepło, a wiatr delikatnie rozwiewał moje włosy.
Stojąc już przed drzwiami domu Carterów westchnęłam i zapukałam. Czekałam kilka minut przestępując z nogi na nogę aż Brooke łaskawie mi otworzy.
-O cześć, wchodź- jednak otworzył mi brat przyjaciółki, Luke.
-Cześć Luke- uśmiechnęłam się- Jak tam?
-Całkiem dobrze, Brooke jest u siebie- mruknął i wrócił do swojego pokoju.
Nigdy nie był rozmowny, ale żeby aż tak... No nic, jakoś nigdy za sobą nie przepadaliśmy.
Poszłam na górę aż do końca korytarza, w którym znajdowały się drzwi do pokoju dziewczyny.
Weszłam bez pukania i zastałam przyjaciółkę w samej bieliźnie wyjmującą coś z szafy.
-Co do cho... Ah, to ty- roześmiała się.
Oblizałam usta.
-Dalej, nie mamy całego dnia, musimy tam jeszcze dojść- ponagliłam przyjaciółkę.
Brooke machnęła lekceważąco ręką i wróciła do poszukiwania ubrań.
Czasem naprawdę dziwiłam się, że jeszcze z nią wytrzymuję. Ona jest taka roztrzepana, dziecinna, nie ma poczucia czasu, chwilami zachowuje się jak idiotka i słucha zupełnie innej muzyki niż ja, ale jest także urocza, ciepła, radosna, kochana, szczera... Uwielbiałam przebywać w jej towarzystwie, przy Brooke nie można się ani smucić, ani nudzić.
Po kilkunastu minutach wyszłyśmy i ruszyłyśmy w stronę klubu, w którym miał odbyć się koncert. Szyłyśmy wolno śmiejąc się i stając co jakiś czas, aby nachylić się i krzyknąć "dość, brzuch mnie boli od śmiechu, ahahahaha".
Po około dwudziestominutowym spacerze stałyśmy pod klubem czekając na wejście. Tłumy fanek już piszczały.
-Umrę tu- mruknęłam jakby do siebie.
Kiedy tak sobie stałyśmy w kolejce podeszła do nas dziewczynka. Wyglądała na jakieś 14 lat, może 15 i zapytała się czy w razie potrzeby będziemy udawały jej opiekunki. Zgodziłyśmy się bez namysłu. Przecież każdy ma prawo spełniać swoje marzenia.
-Będziesz musiała uważać, żeby nie zgniótł cię ten dziki tłum- zaśmiałam się.
Jessica- bo tak miała na imię, także się zaśmiała i zaczęła opowiadać jak bardzo ich uwielbia, i jaki to Ollie jest zabawny, śliczny, kochany... Zaczynała przynudzać, przecież wiem jaki on jest.
Przyszła nasza kolej. Stałyśmy przed dość dużym i dobrze zbudowanym ochroniarzem, który bez zastanowienia przepuścił dziewczynkę, a później nas. Dostałyśmy kartki z numerkami.
-Mam 184!- krzyknęłam, żeby przyjaciółka mnie usłyszała.
Dziewczyny już piszczały i wszyscy przepychali się, aby być jak najbliżej sceny.
-Ja 185- mruknęła bez entuzjazmu Brooke.
Zdenerwowała mnie. Wyglądała jakby robiła mi jakąś łaskę, czy coś w ten deseń. Myślałam, że będzie się chociaż uśmiechać, ale nie. Jej w głowie tylko pop i spokojne koncerty nastoletnich gwiazdek. Niby nie takie spokojne, ale o wiele spokojniejsze od tych, w których ja gustuję.
Udało nam się dojść jak najbliżej sceny. Byłyśmy obolałe i poobijane. Tak, już możecie bić nam brawo.
Spojrzałam przed siebie- scena, mikrofon, perkusja...
Wszystko czekało na kapelę.
Czyżby nasze gwiazdki się spóźniały?- zażartowałam w myślach.
____________________________________________________________
No cóż, mi też możecie bić brawo, udało mi się to napisać!
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY/A O NOWYM ROZDZIALE PISZ DO MNIE NA TWITTERZE (@oliverxscott)
fajny i ciekawy rozdział, czekam na następny. :D
OdpowiedzUsuń@ajlof1D
Bardzo fajnie sie zapowiada wszytko mimo ze mi mało s checia poczekam na next ;d Liss :*
OdpowiedzUsuńW końcu coś innego! Tak, to mi się podoba. :D
OdpowiedzUsuńaww, bardzo się cieszę :33
UsuńMegga *.*
OdpowiedzUsuńBardzo fajne. czekam na nastepne rozdzialy ;)
OdpowiedzUsuńciekawe : d coś innego niż dotychczas spotykałam :)
OdpowiedzUsuń